Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2011

Szybko, szybko...

Co robić, co robić? Jestem na diecie i wczoraj po powrocie do domu dopadł mnie wilczy głód. W dodatku nieletnie zajadały właśnie racuszki z twarogiem, obficie posypane cukrem pudrem. Nie muszę dodawać, że zapach owych rozprzestrzenił się podstępnie i dopadł mnie już w przedpokoju. Przy zdejmowaniu butów. Mój mózg, a zaraz potem mój brzuch zawył: JEŚĆĆĆĆ! Nic to. Postanowiłam się nie dać. Zamknęłam się w sobie ;) i pognałam prosto do kuchni, nie zważając na kuszące aromaty. Niewiele myśląc, bo jak tu myśleć będąc wystawionym na takie pokusy, wyjęłam z szafki garnek. Dalej już poszło gładko... Kiedy 10 minut później sięgnęłam po pałeczki, placuszki przestały dla mnie istnieć :) Zupa orientalna 10cio minutowa :) składniki: na około dwie miseczki zupy 500 - 600 ml bulionu drobiowego, niesolonego 3 - 4 plastry pieczonego indyka pokrojonego na cienkie paseczki garść szczypiorku pokrojonego w ukośne plasterki garść świeżego szpinaku (całe liście) 1/3 opakowania chińs

Muszle, duże i pyszne :)

W ciągu tygodnia moja kulinarna ekspresja jest nieco ograniczona. Owszem mogę sobie poszaleć z jakimś ciastem (choć nie zawsze starcza mi energii i odkładam na pojutrze ;)). Mogę zrobić eksperymentalną sałatkę na kolację (za bardzo mnie zawsze korci, żeby narozrabiać, dodać coś od siebie, coś ująć, posiekać). Zdarza mi usmażyć jakieś chrupiące placuszki z owocami lub twarogiem, upiec gofry, ubić śmietanę. Nie dotykam się za to praktycznie do przygotowywania obiadu. Wracam i już jest. Wyczarowany przez moją mamę. Czasem tylko coś doprawię, wymieszam surówkę, wyjmę talerze. (No dobrze w tajemnicy dodam, że pomysł na... konsultuję wcześniej przez telefon ) W sobotę delektuję się domem, zwolnieniem obrotów, szlafrokiem, kawą w ulubionym kubku, malowaniem milionsześćsettysięcystopięćdziesiątejdziewiątej królewny, koniecznie z kręconymi włosami i szerooooką suknią, woalem, kwiatem i obcasami, podkręconymi rzęsami i karminowym ust pąkowiem. Tańczę walca, koniecznie z obrotami,

Opowieść o pizzy, tej domowej, z duszą.

Chyba na większości blogów widziałam ją co najmniej raz. Prędzej, czy później każdy próbuje zrobić ją sam, w domu. Nie znam osoby, która jej nie lubi. Pizza. Przeczytałam kiedyś dyskusję na forum . Czy domowa pizza to fast food? I czy o tym przydomku decyduje brak tłuszczu, dodatek warzyw i razowa mąka? Bo np kaczka w pomarańczach fast foodem nie jest a nawet nie próbuje być zdrowa i beztłuszczowa. Dla mnie fast food to zupełnie coś innego. Masowe, przetworzone, bezwartościowe, pełne polepszaczy, spulchniaczy, uzdatniaczy, takie słowa kojarzą mi się z fast foodem. Czy może być fast foodem coś, przygotowywane z takim pietyzmem, namaszczeniem i uwagą? Przygotowywane od rana, powoli, jednoczące przy stole całą gromadkę? Najpierw w misce ląduje góra z mąki, sypana prosto z torebki, zawsze na oko. Szczypta soli, no dobrze, całkiem spora szczypta. Dołek, rozkruszone drożdże, lekko ciepła woda. Kilka ruchów ręki i na końcu 2 łyżki oliwy, takiej pięknie zielonej. Ciasto robi