Przejdź do głównej zawartości

Najprościej i najszybciej - słodko i kolorowo.


Skończył się długi i leniwy czas, kiedy oglądałam świat głównie z perspektywy koca.
Oczywiście jak co roku mam wrażenie, że skończył się zbyt szybko.
Kocham polskie morze od kiedy pamiętam, czyli od zawsze chyba.
Mam tę miłość przekazaną w genach.
Uwielbiam przestrzeń, wiatr, szum i ten charakterystyczny zapach powietrza.
Mogę godzinami patrzeć w zielono-niebiesko-szarość.
Tęsknię do tego wszystkiego przez całą zimę. Całą wiosnę za to szykuję się w myślach do wyjazdu.
Po powrocie wielokrotnie wracam do zdjęć takich jak te:



W domu gorące lato nie jest aż tak przyjemne.
Powietrze aż lepkie od upału.
Popołudnia mijają nam leniwie w domowym zaciszu.
Gotuję oszczędnie. Najczęściej lekkie zupy, młode warzywa.
Nie piekę chleba, staram się nie smażyć.
Dopiero wieczór wygania nas z domu, nadrabiamy spacery i inne aktywności poza domowe.

A zanim nadejdzie wieczór jak uprzyjemnić sobie upalne popołudnie?
Tak żeby nie były to kolejne lody.
Tak, żeby nie uruchamiać piekarnika i nie podnosić i tak już absurdalnie wysokiej temperatury w mieszkaniu?



Zgromadziłam w lodówce zapas serków, poprosiłam M. o kupienie w drodze do domu dwóch paczek herbatników, rozpuściłam kolorowe galaretki.

Ucieszyłam najbardziej moje córki.  Licytowały się która pierwsza zje, robiąc niesamowity bałagan na talerzykach. M. pochłonął swoją porcję z prędkością światła i zawinął do kuchni po dokładkę.



Sernik na zimno - najprostszy

3 pudełka naturalnego serka homogenizowanego (600g)
1/2 opakowania jogurtu bałkańskiego (ok. 200g)
4 łyżeczki cukru
2 galaretki o smaku dowolnym
2 opakowania herbatników Petite Beurre
2 czubate łyżki masła
borówka amerykańska, maliny lub inne sezonowe owoce

Jedną z galaretek rozpuścić w 400 - 500 ml wrzącej wody. Ostudzić. Wstawić do lodówki. Drugą rozpuścić w 150 ml, dokładnie wymieszać i również ostudzić ale nie wstawiać do lodówki. Herbatniki zmiksować z miękkim masłem, wykleić masą tortownicę o średnicy 24-26 cm (ja miałam akurat 30 cm i przez to sernik był niski). Wstawić spód do lodówki. Serki i jogurt zmiksować z cukrem, połączyć z galaretką, tą rozpuszczona w 150 ml, cały czas miksując, aż masa dobrze się napowietrzy. Wylać na schłodzony spód i wstawić z powrotem do lodówki aby lekko stężała. Następnie posypać owocami i wylać na wierzch druga galaretkę.
Należałoby odczekać do następnego dnia aż sernik dobrze stężeje, ale kto by tam czekał :)))
Dlatego na zdjęciach jest taki lekko pijany ;)



Komentarze

  1. Lubię takie serniki na zimno. Bardzo lubię.

    Ale bez względu na porę roku lubię piec. Naprawdę. Włączenie piekarnika cudownie mnie odpręża i uszczęśliwia. Podobnie jak widok morza - choć zdecydowanie wolę to zagraniczne, niż rodzime.

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lo! Dobrze, że jesteś:)
    Rozumiem tą miłość do morza, bo to i moje uczucia, a sernik z pewnością wspaniały!
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję, że się pojawiacie. Tak dawno mnie tu nie było, że już blog porósł mchem :)

    Zaytoon, też lubię piec bez względu na porę roku, ale jest górna granica temperatury, którą mogę znieść. Pogoda się zmieniła, więc z chęcią wrócę do kuchni i odpalę piekarnik :)

    Anno- Mario miłość do morza jest na całe życie.
    Też się cieszę, że wróciłam (o ile o mnie Ci chodziło :)))))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka ...

Mille feuille, po grecku.

Szaleństwa ciąg dalszy. Świeże truskawki wpisały się już na stałe w krajobraz mojej kuchni. Po prostu czekają sobie na blacie. Umyte, na sitku. I uśmiechają się. Wystarczy sięgnąć, co też czynię za każdym razem, kiedy znajdę się w okolicy. Jednocześnie systematycznie nachodzi mnie chętka, żeby coś z nimi zrobić. Biszkopt z truskawkami i galaretką, truskawki z jogurtem greckim, omlet z truskawkami... Nieubłaganie nadchodzi też czas drożdżowego ciasta z truskawkami   :). Na razie jednak rzuciłam mężowi w przelocie: A może tak mille feuille? I od tej chwili nie było odwrotu. Bo to jest taki NASZ deser. Oryginał dostępny w warszawskiej restauracji Santorini. Chrupiące płaty ciasta filo i leciutki krem z mascarpone, do tego oczywiście truskawki. Moja wersja to trochę taka pogoń za niedoścignionym. To ciastko towarzyszyło bardzo przyjemnym chwilom w moim życiu. Utrwaliło się w pamięci jako ideał. Można co najwyżej do niego dążyć. Dokładnie tak samo jest ze wspomnien...

Tort urodzinowy przysypany piaskiem ;)

Dziś będzie o tortach. Nie robię ich zbyt często, chociaż bardzo lubię. Najpierw było to raz, teraz dwa razy do roku. Żaden nie jest podobny do poprzedniego. Jakoś tak wyszło, że za każdym razem podejmuję kolejne wyzwania. Całymi tygodniami chodzę i obmyślam koncepcje. Czasem coś podpatrzę, czasem wpadnę na coś zupełnie sama. Ciekawe, kiedy skończą mi się pomysły ;) Tym razem piaskownica. Miało być prosto i łatwo. Do pewnego stopnia było. Chociaż mimo wszystko znów zagrzebałam się w przygotowaniach po uszy. Bo niby to tylko prostokątna forma i kilka detali, ale jednak. Wszystkie kremy, masy, przekładanie. Kilka niespodzianek po drodze, a jakże. Na przykład na czym ja ten tort położę, jak już go będę składać w całość. Jako, że mam tylko okrągłe patery, stanęło na szkle od antyramy, akurat w pasującym formacie :))) Najważniejsze i tak było to, że tort wywołał uśmiech, szczególnie na małych buziach. A i starszych już przyzwyczaiłam do tego, że ja to "zawsze coś wymyślę...