Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2011

W wigilijny wieczór...

Za oknami buro, mokro. W domu świetliście i ... tak jak zawsze, co roku. Kojąca powtarzalność rytuałów, zapachów, ciepłych spojrzeń. Niesłabnący dziecięcy entuzjazm, kiedyś mój i mojego brata, teraz moich dzieci. Wspomnienia, te najstarsze i te najmłodsze. Życzę wszystkim tu zaglądającym zatrzymania się na chwilę na tym świątecznym przystanku w podróży codziennego życia, "złapania oddechu", odnalezienia w sobie dziecięcych emocji. Zamiast śniegu trochę lukrowanej bieli.

Początek grudnia, podsumowanie... jesieni :)

No właśnie. Ostatnio jakoś mnie nie ma. W moim ostatnim poście... jeszcze zielono. Jak ten czas szybko zmienia dekoracje... Przecież całkiem niedawno była piękna jesień. Nasycona kolorami, szeleszcząca liśćmi, bezdeszczowa, słoneczna, ciesząca oko wszystkimi odcieniami beżu, brązu i żółci, z domieszką cegły i purpury. Powoli w tę energetyczną paletę wmieszało się coraz więcej stonowanych szarości, srebra, bieli, sinych mgielnych woali. Ja jeszcze kończę utylizować zapasy dyni z balkonu, w tym roku wyjątkowo obfite i różnorodne. Były i niepowtarzalne, eksperymentalne zupy i ciasta, pomarańczowe jak moja ulubiona Hokkaido. Było dyniowo - krewetkowe curry, były improwizowane makarony. Tymczasem nagle zastał mnie grudzień, sama nie wiem jak to się mogło stać.  Uświadomiłam sobie właśnie, że już tylko, to prawda, to już zaledwie trzy tygodnie do świąt. Faktycznie w kuchni coraz częściej sięgam po orzechy i suszone owoce. W szufladach niepostrzeżenie pojawiły się zapasy cynamonu

Gdy chłód różowi policzki, czyli jesiennych nastrojów cz. 2

Krajobraz za oknem powoli się zmienia. Płowieje. Nasycone wcześniej barwy łagodnieją, coraz więcej w nich brązu, beżu i wszelkiego rodzaju szarości. Niby jeszcze gdzieniegdzie zielono, niby wciąż w krzaczorach znajdujemy ostatnie jeżyny. Smaczne, że hej, taki skoncentrowany smak minionego lata. Tylko, że jest jakoś inaczej. Wiatr smaga policzki. Coraz częściej wylegiwanie się w słońcu zastępuje energiczny marsz. Ciemne okulary spoczęły w szufladzie. Zamiast nich pojawiły się ogrzewacze, szalik i rękawiczki. I kurtka już jakby cieplejsza, najchętniej na polarze. Jedno się nie zmieniło. Ochota na przygodę, na wyjście z domu, póki jeszcze się da. Chęć, by łapać ostatnie ciepłe promienie, a kiedy ich brak, ogrzać zmarznięte ręce przy ognisku. Banalne to, ale ogień ma magiczną moc przyciągania. Można się zapatrzeć na długie minuty, pewnie nawet godziny, gdyby nie chłód skradający się za plecami. Kiedy byłam dzieckiem, wyobrażałam sobie, że żarzące się drewno to sto

Jesienna zmienność nastroju cz.1

Jesienią właśnie tak to jest, że nudzić się nie sposób. Pełna zmienność. Raz płowość, szarość, z domieszką rdzy, podlana wodą, czasem pokropiona. Dzisiaj na przekór temu co za oknem nie o tym. Dzisiaj o tym, że innym znów razem złote refleksy, szelest pod stopami i prawdziwy barwny festyn. Bo tak to jest, że kiedy zaświeci słońce, powieje ciepłem, wyciągam lżejszy sweter (teraz to już bardziej płaszcz), odkopuję ciemne okulary (albo i nie i wtedy marszczę nos) i biegnę łapać ostatnie nitki babiego lata. Nad rzeką piaszczyste przestrzenie. W gąszczu zarośli świeci ostatni żółty kwiatek. Odszukuję w chaszczach niesamowicie słodkie jeżyny. W parku na zmianę wącham resztki późnych kwiatów i zbieram kolorowe liście. W domu otwieram szeroko okna i zabieram na balkon kubek kawy. Albo tylko uchylam i obserwuję przepływające po niebie balony. No dobrze, zdarzyło się raz, ale też się liczy, prawda? W kuchni też trzymam się w takie dni letnich smaków. I kolorów. A co się d

Sposób na ... pieprznik w kuchni ;)

Wiem jaki jest mój przepis na udane wakacje. Morze, morze i jeszcze raz morze. No niech będzie, że jeszcze odrobina piasku, trochę wiatru, ten słonawy zapach powietrza. Nieważna jest za to pogoda (zazwyczaj, bo ulewne ekstrema są jednak trochę męczące;)). Nawet czasem lepiej w kurtce i kapturze, niż na kocu, bo i pusto i wietrzniej i bardziej malowniczo. Ledwo wyjechałam i już wiem, że za rok na pewno tam wrócę. Znów już w kwietniu zacznę myśleć, w maju czekać, w czerwcu będę przytupywać z niecierpliwością, a w lipcu przez całe dwa tygodnie będę szczęśliwa w swoim miejscu na ziemi A jaki jest przepis na udane, mimo, że miejskie, letnie popołudnie? Najlepiej w towarzystwie pełnego brzucha i błogości na twarzy? Nic prostszego :) Wystarczy odrobina dobrych chęci, wizyta na ulubionym bazarku, gdzie piętrzą się uśmiechnięte warzywa, owoce i ... grzyby :) w tym żółtopomarańczowe kurki czyli pieprznik jadalny, bo właśnie o nich w tytule mowa :) Należy przynieść do do

Mariaż malin z ... wątróbką

A było to tak... Pełnia lata. Dzieci nad morzem, trochę snującej się po kątach tęsknoty. Ale od czego są MMS-y. No i babcia przysyłająca kolejne zdjęcia, zresztą w coraz ciekawszych aranżacjach. Plastelina w roli lakieru do paznokci to jeden z ostatnich hitów w nadmorskim ośrodku wczasowym. A w domu? W domu była cisza, tu i ówdzie porzucony pluszak, nagle dziwnie stacjonarny ;) Spokojnie i statycznie. Na talerzu coś szybkiego, koniecznie z ulubionymi owocami w roli głównej. Każdy ma chyba jakieś ulubione owoce sezonowe. Jedni cały rok czekają na truskawki, drudzy przeżywają uniesienia przy kolejnej torbie purpurowych czereśni. Nie ma dla mnie nic smaczniejszego od malin. Najlepsze to takie prosto z krzaka, nagrzane w słońcu, pełne aromatu, aksamitne. Kiedy przygotowuję jakieś danie z malinami, kupuję zawsze dwa pudełeczka. Bo jedno opróżnia się tak jakoś mimochodem Wątróbka na szpinaku w towarzystwie świeżych malin i malinowego sosu Składniki: 30 dkg wątróbki dr

Szybki obiad przed burzą

Niespokojne to lato. Parne, duszne, grzmiące. Woda leje się z nieba codziennie, prawie jak w tropikach. Wilgotność zagęszcza powietrze. Tak to niepostrzeżenie mijają kolejne wakacyjne dni. Za chwilę przywita mnie morze. Znajomy szum, ten sam co przed rokiem. Dobrze znana jedyna w miasteczku ulica i przejście nad morze. Słodkie lenistwo. Póki co ostatnie przygotowania, pośpiech i posiłki, gotowane na szybko, gdzieś obok głównego nurtu toczących się spraw.. Zupełnie przypadkowo, z takiego dowolnego, czysto intuicyjnego mieszania składników wyszła interesująca i warta zapamiętania potrawa. Kapusta smażona z kuminem, śliwkami i pietruszką 1/2 głowki małej, białej kapusty 1-2 łyżki oliwy 1 cebula 2-3  ząbki czosnku kumin mielony cynamon 10 suszonych śliwek mały pęczek natki pietruszki świeżo mielony pieprz sól do smaku Kapustę drobno poszatkować. Cebulę pokroić w półkrążki. Czosnek posiekać. Na patelni zeszklić najpierw cebulę, potem dołożyć czosnek, krótko podsma

Letnie warzywa - risotto.

  Weekend. A jeśli weekend to duuużo czasu. Tym razem raczej do zagospodarowania w domu, bo pogoda dzisiaj naprawdę w kratkę. Silne słońce przeplata się z sinoczarnymi chmurami, deszczem i wiatrem. Nawet rodzinna wyprawa po warzywa odbyła się w towarzystwie deszczowych chmur i pospiesznego wyciągania kurtek z plecaka :) Taka pogoda to wymarzone okoliczności dla odkurzenia rondli i rzucenia się w wir kuchennych eksperymentów. Moje weekendowe obiady, szczególnie w lato, są raczej lekkie. Staram się aby były oparte przede wszystkim na warzywach. Ostatnio o to nietrudno, każda wizyta przy osiedlowym straganie kończy się dla mnie tak samo. Zupełnie nie wiem na co się zdecydować. Jeżeli jeszcze do tego mam towarzystwo, to spełnienie licznych zachcianek tylko pogarsza sprawę. W rezultacie zazwyczaj ląduję w domu z pełnymi torbami i potem mam dylematy repertuarowe ;) Dziś problemu z decyzją nie miałam. Wyręczył mnie mąż, rzucając w przelocie "A może risotto?" Jasne, że

Zdrowe ciasto truskawkowe

Czerwcowe niebo. Niesamowicie dynamiczne, wyostrzone, pełne kontrastów. Czasem optymistyczne i świetliste, czasem mroczne i tajemnicze. A ja zadzieram głowę, mrużę oczy i patrze, patrzę. No dobrze, czasami też pstrykam, to fakt. Kiedy tylko można ruszamy w plener. Rowery (te dziecięce), spacery, świerszcze, pszczoły, bukiety, kwiaty. Duuużo kwiatów, duuużo zdjęć. Ostatnio nawet pokazywałam komuś swoje zdjęcia i usłyszałam "No tak, bo Ty to taka kwiatowa jesteś" Nie wiem czy to dobrze? Mało mam czasu i ochoty też, na siedzenie w kuchni. Dobrze, że czasami przychodzą goście. Wtedy mam motywację, szukam, sprawdzam i robię ... najczęściej coś nowego. Było to tak. Przeczytałam bardzo inspirujący wpis . Zadumałam sie przez chwilę ;). Okazało się, że ja na temat zakalca w ciastach ucieranych wiem nie za wiele. Bo przecież nie zbyt często tego typu ciasta robię. W sezonie piernikowo-marchewkowym to owszem, zdarza mi się ale teraz latem niekoniecznie. Owocowe i