Tak naprawdę jest to przede wszystkim tort na życzenie. Pewnej Pięciolatki. Ukochanej małej istoty. Zakochanej w pluszowym króliku o wyjątkowo długich uszach. "Bo ja chcę mieć tort z królikiem mamusiu" Nie mogłam zrobić tortu w kształcie królika, bo któż by go pokroił, a tym bardziej zjadł... (Chociaż przed samymi urodzinami były przymiarki w rodzaju "to Ty zjesz nogę, a Ja głowę, a Ty ucho", makabreska ćwiczona na owym umiłowanym pluszaku) Zrobiłam zatem rodzinkę, osadziłam ją w wiosennych okolicznościach przyrody i... ... po raz pierwszy, od kiedy robię torty miałam problem. Było mi bardzo szkoda go pokroić. Bo sami popatrzcie jak optymistycznie na tej zielonej polance :))) Poszperałam trochę na anglojęzycznych stronach i znalazłam inspirację dla prezentowanego tu rozwiązania. Szczególnie kusząca wydała mi się możliwość zaistnienia piętra tortu jako "pnia". Sprawdziło się, polecam takie rozwiązanie. Tort to jak zwykle
... krętą ścieżką śladami smaków, zapachów, wrażeń, wspomnień, choćby mgnień... bo warto je zatrzymać