Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2013

Wiosenne ładowanie akumulatorów.

Nadal wszędzie energicznie i z wigorem rozlewa się zieloność. Pęcznieje, wzrasta i raduje oczy. Wydaje się tak naturalna, jakby była od zawsze. A przecież jeszcze niedawno droczyła się z nami, zwlekała, żebyśmy bardziej zatęsknili. Chwilę temu ktoś w tajemnicy porozwieszał na brzozach delikatną mgiełkę oliwkowego pudru. Niemal niezauważalnie, niemal następnego dnia to już nie była mgiełka, tylko soczysta zielona zasłona. Wciąż jeszcze z nami wiosna, na trawnikach, krzewach, drzewach. Codziennie inna, codziennie strojna w nowe odcienie zieleni, kwiatowe wzory. Dojrzewa na naszych oczach. Budzę się rano i w promieniach wschodzącego słońca jadę do pracy rowerem. Czuję ciepło wystawionych do słońca policzków. Powracają niezawodne piegi. Wystarczą trampki i świat stoi otworem. Rolki, własne nogi, rower, nawet kajak :))) Słoneczny relaks na rozpostartym w trawie kocu. Popołudniowa kawa na balkonie. Wieczory, kiedy słychać szelest uwijających się w trawie i zaroślach mieszka

Zielony tort na powitanie wiosny

Tak naprawdę jest to przede wszystkim tort na życzenie. Pewnej Pięciolatki. Ukochanej małej istoty. Zakochanej w pluszowym króliku o wyjątkowo długich uszach. "Bo ja chcę mieć tort z królikiem mamusiu" Nie mogłam zrobić tortu w kształcie królika, bo któż by go pokroił, a tym bardziej zjadł... (Chociaż przed samymi urodzinami były przymiarki w rodzaju "to Ty zjesz nogę, a Ja głowę, a Ty ucho", makabreska ćwiczona na owym umiłowanym pluszaku) Zrobiłam zatem rodzinkę, osadziłam ją w wiosennych okolicznościach przyrody i... ... po raz pierwszy, od kiedy robię torty miałam problem. Było mi bardzo szkoda go pokroić. Bo sami popatrzcie jak optymistycznie na tej zielonej polance :))) Poszperałam trochę na anglojęzycznych stronach i znalazłam inspirację dla prezentowanego tu rozwiązania. Szczególnie kusząca wydała mi się możliwość zaistnienia piętra tortu jako "pnia". Sprawdziło się, polecam takie rozwiązanie. Tort to jak zwykle

Z tęsknoty za ... i gofry na śniadanie.

Podobno nawet najbardziej ulubione słodycze mogą się przejeść. Podobno. Nie sprawdzałam. Tak na wszelki wypadek nie fundując sobie przesytu w tej materii. No tak, ale na to mam jakiś wpływ. Czasem większy, czasem mniejszy (no bo zachcianki, wiadomo ;)), ale mam. A na cukier puder, znów sypiący się z nieba, nie mam wpływu wcale. Szkoda. Chętnie bym zastąpiła czymś innym ten wygładzony, monotonny, chociaż czasem i owszem, całkiem bajkowy krajobraz. Dodała trochę blasku, kontrastu, ostrości. Domalowała pędzlem trochę barw. Skrzydlaci goście też jakby mniej energiczni, znudzeni. Jakby zdawali się mówić "Tylko ten słonecznik i słonecznik, odmiany jakiejś, odmiany" Może to dłuższy dzień, może świadomość, że już druga połowa lutego. Nie jestem pewna. Wiem, że w duszy chciałaby grać już wiosna. Nie tylko w mojej. W niespełna pięcioletniej też. "Mamo, ja bym chciała, zeby juz było zielono" Ja na razie łagodzę tęsknotę pękiem kwiecia. Niespodz

Mono i w kolorze :)

Od kiedy jest tak monochromatycznie? Nie pamiętam, dni okryte kołdrą zlewają się w jedno. Wokół tylko białość. Chociaż dzisiaj taka z wyższej półki. Od rana w słońcu, chociaż jakby rozcieńczonym, tańczą lodowe gwiazdki, niczym w rewii, skomplikowaną jakąś choreografię. "Mamo, mamo, pokażę Ci skarby" zakrzyknęło me dziecię, rzucając się szczupakiem w nieskalaną dotąd połać, która skrzyła się diamentowo i niezliczenie. I ja się tak rzucałam, kiedyś. I rzuciłabym się pewnie jeszcze i teraz (co tam twardość skryta pod połacią i stare kości). Tylko raczej nie w środku dnia, nie na osiedlowym trawniku. Jak mnie tęsknota przyciśnie to się rzucę na odludziu. Albo pod nocy osłoną, w świetle osiedlowej latarni. Chociaż to już nie to samo :) Trawnik po "spacerze" wyglądał jak zorany przez dziki. Żołędzi nie znaleziono, za to zapasy wody na ciężkie czasy, przywędrowały do domu, schowane w butach i rękawiczkach. W zimowej weekendowej kuchni jest ciekawie