Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa.
Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?"
Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże".
Były, dorodne, duże płaty.
Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią.
Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego.
Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygotowywania ryb i wszelkich morskich żyjątek. Nie mówiąc o wielu ciekawych przepisach pogrupowanych według sposobu obróbki na gotowane, smażone, grillowane, pieczone. Poszperałam w tej ostatniej kategorii i znalazłam prosty przepis na rybę w czosnkowej panierce.
Dorsz w chrupiącej, czosnkowej panierce
na 4 osoby
ok 1 kg dorsza - ja lubię takie duże płaty, grube, z pięknie dzielącym się białym mięsem.
1,5 szklanki pokruszonego na drobno białego pieczywa
2-3 ząbki czosnku
2 łyżki drobno posiekanej pietruszki
1/4 - 1/3 szklanki stopionego masła
Rybę umyć, osuszyć, pokroić na porcje i posolić.
Ułożyć na blasze do pieczenia. Lekko posypać pieprzem.
Chlebowe okruszki wymieszać z pietruszką i nałożyć na każdą porcję ryby.
Czosnek przecisnąć przez praskę i wymieszać ze stopionym masłem. Polać każdy kawałek ryby uzyskana mieszaniną. Piec w temp 180 st aż wierzch każdej ryby pięknie się zrumieni.
Podawać koniecznie z cząstkami cytryny.
Co prawda zapach morskich ryb jest niesamowicie intensywny i potem długo nie daje o sobie zapomnieć, ale i tak było warto. Duże dorsze mają cudowne, bielusieńkie mięso, soczyste, jeśli się je krótko piecze. Chrupiąca, czosnkowa skorupka na wierzchu dopełniła dzieła.
Świetny, nieskomplikowany przepis do którego będę wracać.
LU! A wiesz, ja też mam tą książkę! Uwielbiam ją, jak wszystkie z tej serii. I też dawno nie przeglądałam, muszę to nadrobić, bo ten dorsz kusi niesłychanie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię:)
P.S. A na galaretkę zapraszam w przyszłym roku:)
Fajna jest, prawda? Ja ją mam od czasów kiedy książki tak ładnie wydane nie były jeszcze normą. Mam do niej sentyment. Ja w ogóle lubię oglądać książki kucharskie, niekoniecznie od razu muszę z nich coś robić ale to już inna historia.
OdpowiedzUsuńJa też z tych co lubią wszystko do piekarnika a jak mam smażyć kotlety to jestem chora. Na szczęcie u mnie kotlet to rzadkość
OdpowiedzUsuńA danie ciekawe, fajny pomysł wart spróbowania:)
Pozdrawiam:)
Lu, to chyba o przyzwyczajenia chodzi, bo u mnie podobnie - jakoś rybnego nie mam po drodze, a mieszkam w Takim Miejscu, gdzie ryb każdy powinien mieć pod dostatek. Smakowite to danie w panierce:)
OdpowiedzUsuńCiepłe pozdrowienia z 30 stopniowym słońcem:)
Lubię chrupiące skorupki :)
OdpowiedzUsuńLu, bajeczny ten dorsz. Moją kuchnię ostatnio opanował łosoś, ale chyba czas na zmianę. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOzzie ja też ze smażeniem mam pewien kłopot, ale czasem trzeba, niektóre potrawy tak lubie, że nawet pal licho smażenie, dam radę :)
OdpowiedzUsuńEwelajna czy Ty mieszkasz na jakimś tajemniczym biegunie ciepła?
Z tym przyzwyczajeniem to tak jest, że w codziennym zabieganiu zapomina się czasem o różnorodności ale pracuję nad tym,
Kuchareczko :)
Paulino, ja ostatnio odpoczywam od łososia i jakoś mi z tym dobrze, poznaję dużo nowych rybnych smaków.
Swieza rybka to jest to! Ja poluje na swieża, fajową, bo chcę sobie ceviche zrobić :)
OdpowiedzUsuńA taką jak Ty, robiłam już wiele razy, nawet na blogu mam :) Pyszna!
U mnie w domu tez niestety malo jadamy ryb. Staram sie to jakos nadrobic i chociaz co piatek przygotowac jakas pyszna rybke. Twoja rybke chetnie bym zjadla. :)
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, czy to nie jest nasza narodowa bolączka, że mijamy się z rybami... Teoretycznie ryby mam na wyciągnięcie ręki, jakby się uprzeć, to nawet takie świeżutkie prosto z kutra mogłabym kupować, a jednak jakoś łatwiej mi sięgnąć po kawałek kuraka, niż ryby...
OdpowiedzUsuńAle co do Twojej propozycji podania ryby - super. :) Pachnąco, chrupiąco i z całą pewnością przepysznie. :)
No wlasnie, przez zen 'zapaszek' moj maz nie bardzo lubi, gdy przygotowuje ryby (tym bardziej, ze on sam ryb praktycznie nie jada), dlatego robie je naprawde rzadko.
OdpowiedzUsuńTaka chrupiaca panierka do ryby jest pyszna! Robilam tez z dodatkiem orzechow - polecam :)
Pozdrawiam serdecznie Lu! :))