Przejdź do głównej zawartości

Przylecieli anieli...


...czyli wprawki w lukrowaniu


i dwa świąteczne "łosie" ;)

Komentarze

  1. Lu, pięknie to wszystko ozdobiłaś! Prześliczne ubranka i fryzury aniołków - chylę czoła...
    Ale Twoje "łosie" to raczej jelenie... tak mi się wydaje...
    Ciepło pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. są cudne. ja chyba się nie odważę na takie lukrowanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wprawki??!! Lu! Przecież to arcydzieła! Ależ kokietujesz! Piękne są! I skąd Ty masz takie wspaniałe foremki?
    Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ewelajno oczywiście, że jelenie, tylko u mnie w domu ochrzciliśmy je wszyscy "Łosie" i tak już zostało.

    Asiejko odważ się :)

    Anno, kochana, to nie kokieteria. Jakoś w zeszłym roku miałam spójny pomysł i go zrealizowałam, a w tym pomysłu mnie omijają, szerokim łukiem ;) postanowiłam więc najpierw trochę porysować lukrem, robiąc klasyczne białe pierniczki, takie, jakie najbardziej lubi moja mama.

    OdpowiedzUsuń
  5. śliczne są te gwiazdki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lu , jesteś mistrzynią lukrowania , bardzo ładnie kładziesz lukier na pierniczki i bardzo ładnie swoje ubrałaś w ten profesjonalnie kładziony lukier
    Przepiękne

    OdpowiedzUsuń
  7. Paula dzięki :)

    Alu, gdzie mi tam do mistrzyni, dziękuję Ci bardzo i całuję.

    OdpowiedzUsuń
  8. Luiza nie doceniasz siebie , są naprawdę piękne i bardzo pięknie i profesjonalnie lukier położony
    I nie twierdzę ,ze nie ma innych Mistrzyń, bo są co robią przepiękne pierniki ,ale Szanowna Pani do nich też należy, takie sa fakty :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Malui, tak jak i rok temu - cudenka stworzylas! Slicznosci... :)

    PS. Podpisuje sie pod Margot! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękne! Ja też najbardziej lubię biały lukier. Ciekawe, czy zdążę w tym roku się pobawić w lukrowanie...

    OdpowiedzUsuń
  11. Lu, miło mi poznać braci moich aniołków ;D A jacy oni śliczni! Czy mi się wydaje, czy dodatkowo złocą się leciutko?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka ...

Mille feuille, po grecku.

Szaleństwa ciąg dalszy. Świeże truskawki wpisały się już na stałe w krajobraz mojej kuchni. Po prostu czekają sobie na blacie. Umyte, na sitku. I uśmiechają się. Wystarczy sięgnąć, co też czynię za każdym razem, kiedy znajdę się w okolicy. Jednocześnie systematycznie nachodzi mnie chętka, żeby coś z nimi zrobić. Biszkopt z truskawkami i galaretką, truskawki z jogurtem greckim, omlet z truskawkami... Nieubłaganie nadchodzi też czas drożdżowego ciasta z truskawkami   :). Na razie jednak rzuciłam mężowi w przelocie: A może tak mille feuille? I od tej chwili nie było odwrotu. Bo to jest taki NASZ deser. Oryginał dostępny w warszawskiej restauracji Santorini. Chrupiące płaty ciasta filo i leciutki krem z mascarpone, do tego oczywiście truskawki. Moja wersja to trochę taka pogoń za niedoścignionym. To ciastko towarzyszyło bardzo przyjemnym chwilom w moim życiu. Utrwaliło się w pamięci jako ideał. Można co najwyżej do niego dążyć. Dokładnie tak samo jest ze wspomnien...

Tort urodzinowy przysypany piaskiem ;)

Dziś będzie o tortach. Nie robię ich zbyt często, chociaż bardzo lubię. Najpierw było to raz, teraz dwa razy do roku. Żaden nie jest podobny do poprzedniego. Jakoś tak wyszło, że za każdym razem podejmuję kolejne wyzwania. Całymi tygodniami chodzę i obmyślam koncepcje. Czasem coś podpatrzę, czasem wpadnę na coś zupełnie sama. Ciekawe, kiedy skończą mi się pomysły ;) Tym razem piaskownica. Miało być prosto i łatwo. Do pewnego stopnia było. Chociaż mimo wszystko znów zagrzebałam się w przygotowaniach po uszy. Bo niby to tylko prostokątna forma i kilka detali, ale jednak. Wszystkie kremy, masy, przekładanie. Kilka niespodzianek po drodze, a jakże. Na przykład na czym ja ten tort położę, jak już go będę składać w całość. Jako, że mam tylko okrągłe patery, stanęło na szkle od antyramy, akurat w pasującym formacie :))) Najważniejsze i tak było to, że tort wywołał uśmiech, szczególnie na małych buziach. A i starszych już przyzwyczaiłam do tego, że ja to "zawsze coś wymyślę...