Przejdź do głównej zawartości

Pardulas - ciasteczka z miodem



Kiedyś, dawno temu znalazłam w Atlasie Kulinarnym Świata przepis na małe ciasteczka, które jakoś mnie zaintrygowały. Są jednocześnie i ciekawe i niezbyt skomplikowane w przygotowaniu.
Pochodzą z Włoch, a ich cechą wyróżniającą jest sposób formowania - nadzienie nakłada się do miseczek z ciasta, z "przyszczypanym" brzegiem, luzem kładzionych na blasze, nie ograniczonych żadną foremką. Poczytałam i dowiedziałam się, że pardulas to nazwa zbiorcza wypieków o takiej formie. Nadzienie się zmienia.
Długo zwlekałam z ich wypróbowaniem ale wreszcie są. Takie małe, płaskie babeczki. Trochę jak mini serniczki, trochę jak tarteletki.


Pardulas
przepis z Kulinarnego Atlasu Świata
proporcje na 8-9 ciasteczek


Ciasto:
12 dag mąki
szczypta soli
1 czubata łyżka zimnego masła
1 łyżeczka płynnego miodu
4 łyżki wody


Nadzienie:
15 dag ricotty
2,5 łyżki cukru
2 żółtka
skórka z 1/2 cytryny i 1/2 pomarańczy
1 łyżka rodzynek
2 białka

miód do polania ciasteczek






Do mąki w misce dodałam sól. Połączyłam mąkę z masłem startym na tarce o drobnych oczkach. Wlałam miód i wodę, zagniotłam gładkie ciasto. Wstawiłam przykryte na 30 minut do lodówki. Po tym czasie schłodzone ciasto rozwałkowałam, wycięłam kółka o średnicy 10 cm. Ułożyłam na blasze przykrytej papierem do pieczenia. Brzegi kółek "przyszczypałam" w ośmiu miejscach, tworząc brzeg o wysokości ok. 1 cm. Tak powstałe miseczki włożyłam na 15 minut do lodówki.
Ricottę utarłam w misce z cukrem i żółtkami, dodałam skórkę z cytrusów i rodzynki oraz ubitą na sztywno pianę z białek. Napełniłam ciastka. Przepis podaje, żeby piec w temp. 180°C, podczas gdy moim zdaniem to stanowczo zbyt niska temp. Szczypanki w ciastkach się rozjechały. Sądzę, że należałoby wstawić dobrze schłodzone ciastka do piekarnika nagrzanego do 200 - 210°C. Po ok 5 minutach, gdy ciasto się zetnie, obniżyć temp. do 180°C i spokojnie dopiec, aż ciastka zrobią się rumiane.


Pardulas podaje się skropione miodem.
Na podstawie własnego doświadczenia wiem, że jest to bardzo dobry pomysł. Dopiero polane miodem i to wcale nie bezpośrednio przed podaniem, nabierają właściwego charakteru. Tak samo jak herbata z samą cytryną albo herbata z samym miodem nie dorównują herbacie z miodem i cytryną ;)
Dobrze tez zjeść je następnego dnia po upieczeniu. Wtedy miseczki z ciasta stają się wilgotniejsze i lepiej komponują się z wnętrzem.
Do pardulas na pewno wrócę. Nadają się doskonale w tych nierzadkich momentach, kiedy trzeba przygotować coś szybko i nie ma czasu na dodatkowe zakupy. Szast, prast i mam idealny dodatek do kawy ;)))



Komentarze

  1. Lu, one sa przecudne! Bardzo smakowicie sie tu prezentuja :) U mnie beda najpozniej w weekend, a przynajmniej taka mam nadzieje ;)

    Pozdrawiam i milego dnia zycze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Są naprawdę fajne, proste a jednocześnie smaczne, ale naprawdę koniecznie z miodem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam CIę serdecznie :) Weszłam na Twój blog przez linki u Tatter i teraz oglądam. Pokazujesz fajne rzeczy! Idę oglądać dalej...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam serdecznie :) Dziękuję za komplementy i zapraszam częściej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka ...

Mille feuille, po grecku.

Szaleństwa ciąg dalszy. Świeże truskawki wpisały się już na stałe w krajobraz mojej kuchni. Po prostu czekają sobie na blacie. Umyte, na sitku. I uśmiechają się. Wystarczy sięgnąć, co też czynię za każdym razem, kiedy znajdę się w okolicy. Jednocześnie systematycznie nachodzi mnie chętka, żeby coś z nimi zrobić. Biszkopt z truskawkami i galaretką, truskawki z jogurtem greckim, omlet z truskawkami... Nieubłaganie nadchodzi też czas drożdżowego ciasta z truskawkami   :). Na razie jednak rzuciłam mężowi w przelocie: A może tak mille feuille? I od tej chwili nie było odwrotu. Bo to jest taki NASZ deser. Oryginał dostępny w warszawskiej restauracji Santorini. Chrupiące płaty ciasta filo i leciutki krem z mascarpone, do tego oczywiście truskawki. Moja wersja to trochę taka pogoń za niedoścignionym. To ciastko towarzyszyło bardzo przyjemnym chwilom w moim życiu. Utrwaliło się w pamięci jako ideał. Można co najwyżej do niego dążyć. Dokładnie tak samo jest ze wspomnien...

Tort urodzinowy przysypany piaskiem ;)

Dziś będzie o tortach. Nie robię ich zbyt często, chociaż bardzo lubię. Najpierw było to raz, teraz dwa razy do roku. Żaden nie jest podobny do poprzedniego. Jakoś tak wyszło, że za każdym razem podejmuję kolejne wyzwania. Całymi tygodniami chodzę i obmyślam koncepcje. Czasem coś podpatrzę, czasem wpadnę na coś zupełnie sama. Ciekawe, kiedy skończą mi się pomysły ;) Tym razem piaskownica. Miało być prosto i łatwo. Do pewnego stopnia było. Chociaż mimo wszystko znów zagrzebałam się w przygotowaniach po uszy. Bo niby to tylko prostokątna forma i kilka detali, ale jednak. Wszystkie kremy, masy, przekładanie. Kilka niespodzianek po drodze, a jakże. Na przykład na czym ja ten tort położę, jak już go będę składać w całość. Jako, że mam tylko okrągłe patery, stanęło na szkle od antyramy, akurat w pasującym formacie :))) Najważniejsze i tak było to, że tort wywołał uśmiech, szczególnie na małych buziach. A i starszych już przyzwyczaiłam do tego, że ja to "zawsze coś wymyślę...