Chyba na większości blogów widziałam ją co najmniej raz.
Prędzej, czy później każdy próbuje zrobić ją sam, w domu.
Nie znam osoby, która jej nie lubi.
Pizza.
Przeczytałam kiedyś dyskusję na forum. Czy domowa pizza to fast food?
I czy o tym przydomku decyduje brak tłuszczu, dodatek warzyw i razowa mąka?
Bo np kaczka w pomarańczach fast foodem nie jest a nawet nie próbuje być zdrowa i beztłuszczowa.
Dla mnie fast food to zupełnie coś innego. Masowe, przetworzone, bezwartościowe, pełne polepszaczy, spulchniaczy, uzdatniaczy, takie słowa kojarzą mi się z fast foodem.
Czy może być fast foodem coś, przygotowywane z takim pietyzmem, namaszczeniem i uwagą? Przygotowywane od rana, powoli, jednoczące przy stole całą gromadkę?
Najpierw w misce ląduje góra z mąki, sypana prosto z torebki, zawsze na oko.
Szczypta soli, no dobrze, całkiem spora szczypta.
Dołek, rozkruszone drożdże, lekko ciepła woda.
Kilka ruchów ręki i na końcu 2 łyżki oliwy, takiej pięknie zielonej.
Ciasto robi się gładkie i przyjemnie lśniące.
Czasem, mimo wszystkich dostępnych mechanicznych mieszaczy lubię sobie ciasto po prostu wyrobić na misce. Ręką, czując, jak robi się coraz gładsze i bardziej poddaje się moim palcom.
Później spokojne miejsce pod ściereczką w kratę. Czasem na długo, bo spokojne leżakowanie to większe dziury w cieście.
Czas na dodatki. Na trzech deskach piętrzą się mozzarella i czarne jak węgielki oliwki, szynka i pieczarki, cienkie piórka cebuli i pasiaste słupki boczku. Na patelni bulgocze sos pomidorowy. Już wtedy dom wypełnia piękny, taki bardzo "włoski" zapach.
W piekarniku wygrzewa się ciężki pizzowy kamień. Już trochę poplamiony, zaprawiony w bojach.
Z wielkiej kuli wyjętej spod ściereczki formuję na omączonej stolnicy trzy placki, dwa cieńsze, jeden grubszy, bo na taki też są amatorzy. Lubię posypywać stolnicę mąką i dłonią rozprowadzać ją na powierzchni drewna.
Wyrośnięte placki pokrywam powłoką z zielonej oliwy.
Na pierwszym ląduje sos pomidorowy, oliwki, bazylia i aromatyczne oregano.
Na łopatę i do piekarnika.
Od kiedy mam kamień, kocham patrzeć jak puszą się drożdżowe brzegi. W ogóle łapię się na tym, że piekarnik to taki trochę telewizor, z bardzo ciekawym serialem.
Pod koniec pieczenia na pizzy ląduje mozarella. Nie lubię jak ser jest za bardzo spieczony, wolę jak się malowniczo ciągnie.
I już.
Pizza ląduje na wielkiej desce, kółko do krojenia idzie w ruch i za chwilę cztery buzie mruczą z zadowoleniem.
Na drugim placku druga część sosu, szynka i pieczarki, na wierzchu starta gouda, też dodana pod koniec pieczenia. To taka wersja dla dzieci, najbardziej klasyczna i lubiana nie tylko przez nie ;). Trójkątne kawałki znów znikają z deski.
Ostatni, najgrubszy placek zostaje powleczony kwaśną gęstą śmietaną, przykryty pierzynką z tartego sera, przybrany cebulą, pieczarkami i boczkiem. Na koniec piegi z mielonego pieprzu.
To z kolei ulubiona wersja męskiej części rodziny ;). Nawet widać nutkę zawodu, że pojawiła się na stole jako ostatnia. Pizze trzy, a brzuch niestety tylko jeden. Spokojnie sączymy czerwone wino. Małe rączki ukradkiem wykradają oliwki. Zapach domu jest niesamowity, we wszystkich wstępuje lenistwo.
I te uśmiechy, od ucha do ucha.
Miłego popołudnia.
Lu, przecudownie to opisałaś, tak malowniczo, podoba mi się każde przeczytane tu słowo i każdy zapach i wspomnienie smaku jaki dzięki niemu poczułam. Dziękuję Ci za tak piękne połechtanie moich zmysłów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło:)
Przecudna treść przepisu, aż chce się jeść!
OdpowiedzUsuńLu! Kochana, cudowny wpis! Uwielbiam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię wiosennie już!
Pięknie napisane...smakuje..ech !
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, czuję się nawet trochę niezręcznie, bo pojawiam sie tutaj bardzo rzadko, a Wy o mnie pamiętacie.
OdpowiedzUsuńCo do opisu to tak właśnie czuję, uwielbiam celebrować domowe przygotowywanie posiłków kiedy tylko mam na to czas.
Jestes okrutna Lu! Wiesz jak uwielbiam Twoja pizze :(
OdpowiedzUsuńNo nic... moze sprobuje sama sie z zmierzyc z tym przepisem?
Piekny opis Lu!
OdpowiedzUsuńNie, tak przygotowana domowa pizza z cala pewnoscia fast foodem nie jest! Choc oczywiscie wszystko bedzie zalezec od jakosci uzytych skladnikow. I tak jest z wiekszoscia 'fast foodowych' dan wlasnie.
PS. U nas pizza gosci bardzo czesto, ale... stwierdzam, ze nigdy jeszcze nie zagoscila na blogu! ;)
Pozdrawiam serdecznie Lu!
Domowa pizza nie jest fast food'em.Nigdy!
OdpowiedzUsuńTo pojedynczy wytwór pracowitych rąk,przygotowany z duszą i pysznymi dodatkami.Dla mnie piękna!
Lu, narobiłaś mi apetytu na pizze, a przecież jadłam tydzień temu... acha - na pewno nie jest to fast food - no chyba, że patrzymy jak szybko znika :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńoj serek ciągnący się od ucha do ucha ;-P
OdpowiedzUsuńuwielbiam domową pizzę! i takowa nie jest fast foodem :) absolutnie!
OdpowiedzUsuńNie jest. Jest jednym z najpyszniejszych obiadów :)
OdpowiedzUsuń:*
Dzięki!
OdpowiedzUsuńW sumie to wiedziałam, że tak sądzicie ;)
Może i rzadko się pojawiasz, ale w jakim stylu!:) Dziś tu trafiłam, dziś przeczytałam od końca do początku i jestem pełna podziwu - udało Ci się stworzyć blog, o jakim pisałaś na samym początku. Uwielbiam czytać przepisy - opowieści. Bo suche dane nie zachęcają do prób kulinarnych, a Ty piszesz tak, że od razu ma się ochotę wyciągać produkty i piec lub gotować (i to burczenie w brzuchu...;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Piekna pizza. Piekny opis. Nie jestem fanka pizzy domowej z tego jednego powodu, ze pachnie za bardzo drozdzami. Moze mialam po prostu kiepskie przepisy na ciasto?
OdpowiedzUsuńAle popatrzec moge i slinka leci. Mniam! :)