Z niecierpliwością czekałam.
Wspominałam zapach, tęskniłam za smakiem.
Z daleka omijałam wszystkie te sztuczne, wielkie "truskawki" w pudełeczkach po kilka sztuk.
I wreszcie zaczęło się, wszystkie rogi ulic, pobocza dróg i stragany na bazarze zapełniły się łubiankami pełnymi aromatycznych czerwonych serduszek.
Zawsze sezon truskawkowy wygląda u mnie tak samo.
Najpierw zjadam same, golusieńkie, dopiero co umyte, zaraz po przyniesieniu do domu.
Takie mi wystarczają, mogłabym tak jeść i jeść. Jeżeli jeszcze, tak jak teraz są upały, truskawki stanowią znaczną część mojej codziennej diety.
Potem przychodzi lekkie opamiętanie. Nie przestaję jeść truskawek o nie.
Po prostu zaczynam dopuszczać myśl o zrobieniu czegoś więcej, niż tylko wysypanie ich na sitko ;)
Na pierwszy ogień idą przepisy z wykorzystaniem surowych truskawek, na pieczenie przyjdzie czas później.
Tarta na migdałowym spodzie z truskawkami i kremem budyniowym
Ciasto:
200 g mąki pszennej
180 g mielonych migdałów bez skórki
75 g cukru
100g schłodzonego masła
2 żółtka
1/2 opakowania cukru waniliowego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
ew. 2 łyżki kwaśnej śmietany, do zlepienia ciasta.
Krem:
200g słodkiej śmietanki kremówki
175 ml mleka
2 łyżki cukru
1/2 opakowania cukru waniliowego
3 żółtka
1- 2 łyżki mąki (zależy czy płaskie, czy z czubkiem)
dorodne truskawki, przekrojone na pół
ewentualnie galaretka o dowolnym smaku, rozpuszczona w 1 1/2 szklanki wody.
Mielone migdały wymieszać w misce z mąką, cukrem i proszkiem do pieczenia.
Masło utrzeć na tarce i wymieszać z mąką. Dodać żółtka i ew śmietanę. Wymieszać do połączenia składników, nie trzeba zagniatać gładkiego ciasta. Byle się dało wylepić formę do tarty (wcześniej wysmarowaną masłem). Formę z ciastem wstawić do lodówki. W tym czasie rozgrzać piekarnik do temp 210 stopni. Wstawić ciasto i piec do lekkiego zrumienienia. W tym czasie w całym domu zacznie się unosić wspaniały zapach.
Śmietankę zagotować z 50 ml mleka, cukrem i cukrem waniliowym. Do pozostałego mleka dodać żółtka i mąkę, wymieszać dokładnie, żeby nie było grudek. Mieszaninę wlać do wrzącej śmietanki, cały czas mieszając doprowadzić krem do zgęstnienia. Gorący krem rozprowadzić na ciepłym cieście.
Truskawki ułożyć na lekko tylko ostudzonym kremie, żeby nie zrobił się kożuszek.
Całość dobrze schłodzić, można posmarować lekko stężałą galaretką, będzie piękny połysk.
Tarta powstała wczoraj wieczorem. Dzisiaj nie został po niej nawet ślad.
Moje dziecko oświadczyło nawet, całkiem niespodziewanie, że uwielbia budyń :)))
Lu! Pięknie opisałaś truskawkowe emocje! Ja mam tak samo, najpierw gołe truskawki, później w jakimś ubranku. Twoja migdałowa wersja niezmiernie mi odpowiada, chętnie spróbuję, jak tylko najem się tymi z sitka:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Zaczynamy tak samo... na surowo... :) Chociaż na surowo również kończę sezon truskawkowy. :) I chyba tak najbardziej lubię, ale przecież i to co pomiędzy jest także warte grzechu... :)
OdpowiedzUsuńMmmmm... jaka za tarta! Przełykam ślinkę. :)
Ale tarta...Chyba zaraz oszaleję od tych zdjęć! Ja chcę coś takiego!
OdpowiedzUsuńTeraz! Już! :-)
Tak tak - te pierwsze najlepsze sa same, zjadane ot tak, po prostu. A potem np. takie apetyczne tarty jak ta Twoja :)
OdpowiedzUsuńJa jutro jade po kolejna 'dostawe' ;)
Pozdrawiam!
Wiesz, aż przez ekran zapachniało!
OdpowiedzUsuńczęsto przychodzę do Ciebie, żeby się napaść tymi aromatami i smakami ( w wyobraźni, ale dzięki zdjęciom to prawie to czuję :-)
Mniam :)
OdpowiedzUsuńU mnie nie ma opamiętania! Chcę więcej, więcej i więcej:) Pod postacią takiej tarty również :)
Anna-Maria, tak to czuję, truskawki darzę uczuciem niezmiennym, od lat, pod różnymi postaciami, z migdałami polecam jak najbardziej.
OdpowiedzUsuńMałgosiu, ja też lubię późne truskawki, takie mniejsze, wygrzane słońcem perełki, których nikt nie zbiera zbyt wcześnie, zbyt niecierpliwie. Takie całkowicie dojrzałe, o lekko poziomkowym smaku.
Dragonfly, nie szalej, proszę, nie chciałabym abyś przeze mnie oszalała, a zresztą na punkcie truskawek, może i warto ;)
Bea, to prawda, ja do tej pory najlepiej wspominam truskawki prosto z krzaczka, ciepłe, nawet lekko zapiaszczone, bo kto by tam mył :)
Mamamarzynia, zapraszam zawsze bardzo serdecznie, robiąc te zdjęcia i pisząc posty mam właśnie nadzieję że choć w części uda mi się oddać urok oryginału :)))
Polciu, oj, ale jesteś zachłanna w swoim truskawkowaniu, ale to dobrze, sezon przecież zawsze trwa zbyt krótko.
Hi hi, upiekłyśmy niemal identyczną tartę :) Z tym ze moja z creme pattisiere, ale on przeciez jest budyniowaty!
OdpowiedzUsuńLu, Twoje zdjęcia wywołują u mnie ślinotok!!!! Coś czuję że się jej nie oprę :D
OdpowiedzUsuńA z truskawkami mamy tak samo - najpierw przez parę dni tylko je jem, a dopiero potem przychodzi mi do głowy że może bym z nich coś zrobiła.
Tarta pyszna - całość obłędnie aromatyczna, krucha, kremowa i owocowa jednocześnie. Aisling
OdpowiedzUsuńrobiłam tę tartę w zeszłym tygodniu -jest obłędna, wchodzi do kanonu przepisów "na zawsze" :)
OdpowiedzUsuńYenulku kochany, dziękuję Ci bardzo. Cieszy mnie zawsze gdy przepisy, które powstaną w mojej głowie znajdują uznanie u kogoś jeszcze poza mną :)
OdpowiedzUsuń