Przejdź do głównej zawartości

Szybki obiad przed burzą

Niespokojne to lato.
Parne, duszne, grzmiące.
Woda leje się z nieba codziennie, prawie jak w tropikach.
Wilgotność zagęszcza powietrze.
Tak to niepostrzeżenie mijają kolejne wakacyjne dni.
Za chwilę przywita mnie morze.
Znajomy szum, ten sam co przed rokiem.
Dobrze znana jedyna w miasteczku ulica i przejście nad morze.
Słodkie lenistwo.

Póki co ostatnie przygotowania, pośpiech i posiłki, gotowane na szybko, gdzieś obok głównego nurtu toczących się spraw..
Zupełnie przypadkowo, z takiego dowolnego, czysto intuicyjnego mieszania składników wyszła interesująca i warta zapamiętania potrawa.

Kapusta smażona z kuminem, śliwkami i pietruszką

1/2 głowki małej, białej kapusty
1-2 łyżki oliwy
1 cebula
2-3  ząbki czosnku
kumin mielony
cynamon
10 suszonych śliwek
mały pęczek natki pietruszki
świeżo mielony pieprz
sól do smaku

Kapustę drobno poszatkować. Cebulę pokroić w półkrążki. Czosnek posiekać.
Na patelni zeszklić najpierw cebulę, potem dołożyć czosnek, krótko podsmażyć. Dodawać partiami kapustę, cały czas mieszać pozwalając jej "zwiędnąć". Lekko posolić. Smażyć na niewielkim ogniu do pożądanej miękkości. Kapusta pozostanie jednak dość chrupiąca. W czasie mieszania dodać kumin i cynamon, na końcu pokroić śliwki w paseczki, dodać, dokładnie wymieszać i jeszcze chwilę smażyć. Pietruszkę drobno posiekać, dodać, poczekać aż smaki się przenikną. W międzyczasie gdzieś tam jeszcze dodać pieprz i ...
gotowe.


Zdjęcie z balkonu, gdzie łapałam ostatnie ślady dziennego światła.
Na widelcu pierwsze krople, a nad głową granat i stal.
I straszny huk jakby tego było mało.
Chwilę potem świat utonął w ciemnościach, a z góry zaczęły się lać całe wiadra wody :)

Pozdrawiam wszystkich lipcowo :)))

Komentarze

  1. Pyszny ten obiad i z jakim dreszczykiem emocji:) U mnie podobnie, jeśli chodzi o pogodę.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Lu,burz i deszczu to mamy chyba przesyt.Czekam na lepsze dni...
    Twoja kapusta letnia,lekka.Pyszna!
    Miłego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Anno, faktycznie, emocje były, szczególnie jak mi serwetkę podrywało na balkonie ;)

    Amber, oj przesyt, przesyt, szczególnie, że nie bardzo można coś zaplanować, bo, a nuż zza rogu wyskoczy burza :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W takim razie juz teraz zycze Ci udanego wypoczynku Lu! Ja nadal nie wiem, czy uda nam sie wyjechac - chyba nie bedzie miec kto podlewac roslin na balkonie :/
    Juz rok temu sie zmarnowaly, wiec nie mam za bardzo ochoty tego powtarzac. No coz, zobaczymy...

    A obiadem 'z dreszczykiem' chetnie sie poczestuje :)

    (u nas tez w tym tygodniu pogoda dosyc beznadziejna)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nasze morze? Oby pogoda Wam dopisała... Póki co, na Wybrzeżu mokro, mokro, mokro...
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  6. uwielbiam takie dania
    http://swiat-kuchni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka

Wyprawa w nieznane

  Urzekła nas kiedyś dziecięca historia, jedna z całego cyklu opowieści Wojciecha Widłaka o Wesołym Ryjku, małym prosiaczku, mającym całkiem ludzkie przygody. Zapytany przez rodziców o to, dokąd chce jechać na wycieczkę w znane czy w nieznane, dziarsko decyduje się na nieznane, po czym po dotarciu do celu płacze, bo przecież on chciał „w to nieznane co w zeszłym tygodniu". Kiedyś myślałam, że ludzie dzielą się na takich, którzy zawsze, z uporem maniaka spędzają swoje wolne dni na działce, letnisku, ośrodku wczasowym, tym samym od lat, oraz na tych, którzy nie skalali się podróżą dwa razy w to samo miejsce, którym szkoda czasu na szlifowanie przetartych szlaków. Tych pierwszych nie do końca rozumiałam,   bo jakoś z tyłu głowy miałam zapisane (swoją drogą kto mi to wmówił?), że szkoda czasu na powroty. Byłam i trochę nadal jestem mistrzynią wymyślania „zajawek", nowych pomysłów, planów, podróży, odkryć. Bardzo lubiłam zaaplikować sobie nutkę niepewności, element zasko

Dorsz pod chrupiącą kołderką.

Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam  jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa. Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?" Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże". Były, dorodne, duże płaty. Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią. Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego. Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygo