Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlam posty z etykietą śniadania

Chlebowe opowieści

Chleb jest jak mandala. P roces jego przygotowania jest ekscytujący, chociaż poniższy opis może wcale na to nie wskazuje.  Wymaga dokładności, skupienia, wyważenia, a także, jeżeli mam podejść do sprawy całkiem szczerze, jest nieco żmudny. Przede wszystkim jednak pełen znaków zapytania, towarzyszących takiemu domorosłemu piekarzowi, jak ja przez cały czas, jako, że nic dwa razy się nie zdarza, nie ma dwóch identycznych chlebów. Zwłaszcza, że nader często ulegam pokusie zrobienia czegoś na oko, lub chociaż odrobinę po swojemu. Nieustannie i od nowa zadziwia mnie, że z bezkształtnej szarawej masy, powstałej ze spotkania mąki, wody i soli powstaje tak pełna i krągła całość. Prosta i wyrafinowana zarazem. Chleb rodzi się z uważności, rozmowy i dotyku ciasta. Potrzebuje wiedzy, spokoju i cierpliwych rąk. Snuje swoją opowieść przez kolejne złożenia i głaski, zawijanie i kształtowanie. Każe się pogodzić z nieodwracalnością. Mniej lub bardziej udane nacięcia zdarzają się ra...

Zimowe ładowanie akumulatorów.

Tegoroczna zima nie jest dla mojej duszy zbyt łaskawa. Nie chcę się nad tym jakoś specjalnie rozwodzić, smucić i narzekać. Chociaż z drugiej strony nawet moja aktywność na blogu świadczy o tym, jak bardzo "mi się nie chce". Teraz i tak jest coraz lepiej. Lepiej, od kiedy biel złagodziła krajobraz, przyozdobiła wszechobecną buroszarość. Rześkie powietrze, szczypiące policzki, słońce świecące prosto w twarz, wszystko to jakoś pomaga w podjęciu decyzji i wyjściu na spacer, chociażby w weekend. No i ten coraz dłuższy dzień, świt już wstaje, kiedy jadę do pracy, purpurowe słońce zachodzi, kiedy z dziećmi wracam z przedszkola. Mróz przygonił na balkon większą niż zwykle liczbę skrzydlatych stołowników. Ich odwaga rośnie wraz ze spadkiem temperatury. Już nawet dają się fotografować. Zastanawiam się, obserwując je, jak takie maleńkie ciałko jest się w stanie ogrzać w ekstremalny mróz. Drżę za szybą. Jedyne, co mogę, to sypać i sypać, słonecznik, dynia (to chyb...

Czerwcowy zawrót głowy

Wystarczą japonki i już, można wychodzić. No dobrze, czasem bluza, ale tylko czasem. Czyż to nie piękne? Już samo to. A przecież jeszcze dodatkowo tuż za progiem feeria doznań. Zewsząd zieloność, nasycona, intensywna, rozbuchana. Słoneczne trawniki pokryte piegami stokrotek. Nieskoszone łąki falujące aż po horyzont. Liście szumiące, obiecujące nie tak odległe już nadmorskie wakacje. Na skraju pól połyskujące jedwabiście płatki maków, poddające się najlżejszym podmuchom. W ogródkach zaczepne wąsy pachnącego groszku. Czasem delikatny, czasem bardzo intensywny aromat otaczający królowe kwiatów. Odurzone tym nadmiarem pszczoły i bąki wydają się pławić w upojeniu. A ponad tym wszystkim błękit zmieszany z bitą śmietaną :) Wstęp do lata, barwny, aromatyczny, energetyczny. Taki do chwytania garściami i ładowania wewnętrznych akumulatorów. A na śniadanie? Przecież nie może być inaczej skoro sezon w pełni. Energetyczny koktajl truskawkowy 2 duże garście odszypułkowanych ...

Ma w sobie to coś

Słońce odwiedza dzisiaj każdy zakamarek naszego domu. Szyby okienne grzeją się w jego cieple. I chodniki. I arktyczny ziąb jakby trochę odpuścił. Ciii, nie zapeszajmy. To niemal jak święto, po tylu najpierw pochmurnych, potem prawdziwie mroźnych dniach. Chciałabym wystawić twarz do światła, nagromadzić trochę tej energii, tak na zapas, bo przecież to jeszcze nie wiosna. Niestety, nie jestem dziś najlepszą kandydatką na spacer, z nosem czerwonym jak latarnia, hukiem parowozu w głowie, po dwóch dniach przykucia do łóżka i nadrabiania czytelniczych zaległości. Przeczytałam wreszcie "Kill Grill, restauracja od kuchni" Anthonego Bourdaina, prawie dwa lata po tym jak dotarła na moją półkę. Fascynująca, zaskakująco dobrze napisana, szczególnie jak się weźmie pod uwagę mnogość nazwisk, miejsc, potraw, składników i innych szczegółów. No i tempo, pracy i życia, w którym nie ma czasu na sen. Może dlatego tak szybko i bez wytchnienia dała się pochłonąć. W recenzjach czytałam gł...

Szlafrokowe klimaty i wspomnienie weekendowych naleśników.

Mam jedną taką wizję, z "młodzieńczych" lat. Wziętą żywcem z amerykańskiego serialu familijnego ;) Słoneczny poranek w wielkiej, rodzinnej kuchni. Gwar i rwetes wokół niemałych rozmiarów stołu, białe, szczebelkowe, krzesła. Mleko, płatki, miski, soki, tosty, dżemy. Zapach świeżej kawy, placuszki, naleśniki... Kiedyś miałam nadzieję, że u mnie tak będzie. Teraz przez pięć dni w tygodniu wstaję bladym świtem. Na razie, bo już niedługo o tej porze do świtu będzie bardzo daleko. Przemykam się cichutko, żeby nie obudzić domu, w którym zdają się spać nie tylko ludzie, ale i wszystkie sprzęty. Nie budzę więc nawet ekspresu do kawy. Gdy zamykam drzwi, żegna mnie tylko delikatne mruczenie lodówki. Mój powrót przypada na środek aktywnego dnia, omijają mnie rozespane miny, przytulankowo - piżamowe buziaki, poranne picie kawy (zbożowej rzecz jasna). Odbijam sobie w weekend. Wtedy nigdzie się nie wymykam. Budzi mnie tupot bosych stóp biegnących przez całe mieszkanie. Ten pierwszy...

Weekendowe śniadania

Kolejny poniedziałek, poranny pośpiech, samochód, korki, wreszcie praca. A jeszcze kilkadziesiąt godzin tamu... Piżamowe rozleniwienie, tupiące bose stada, ładujące się rodzicom do łóżka. Poranna kawa z domowego ekspresu. I zastanawianie się, co by też tu zrobić tym razem? Szparagi z truskawkami pęczek zielonych szparagów łyżka masła sól pieprz ocet balsamiczny ser Grana Padano kilka dużych truskawek Obłamane i umyte i szparagi udusić na maśle. Lekko posolić. Ułożyć na talerzu. Posypać truskawkami pokrojonymi w plasterki, posypać płatkami sera, posypać pieprzem, skropić balsamico. Usiąść i jeść :))) Druga wersja śniadania powstała przypadkowo, z tego co w lodówce :) A w lodówce były młode gotowane buraczki, pozostałość po chłodniku. Pozostało tylko zapewnić im jakieś towarzystwo. Eksperyment okazał się na tyle udany, że już go powtarzałam, dla gości, z sukcesem zresztą. Bo to jest taka mała uczta. Świetnie wygląda na talerzu i jeszcze lepiej smakuje. Intensywny ...

Chrupiąco, kremowo i łososiowo.

Już kiedyś pisałam, że są przepisy, które podobają mi się od pierwszego spojrzenia. I o tym, że bardzo je lubię. Oraz o tym, że za mną chodzą, dopóki ich nie zrealizuję. Dzisiaj będzie o czymś, co zrobić można bardzo łatwo, a jest bardzo efektowne. W sam raz na ciekawą przekąskę w ramach spotkania z przyjaciółmi, albo przystawkę przed uroczystym obiadem. Terrina z łososia przepis z Kwestii Smaku zmodyfikowany Składniki: 400 g wędzonego łososia (pokrojonego w cienkie plasterki) 300 g kremowego serka o smaku naturalnym świeżo zmielony czarny pieprz sok i skórka z 1 cytryny (tylko żółta część)  1 świeży duży ogórek pęczek świeżego koperku 1 łyżeczka żelatyny Przygotować podłużną formę o pojemności 750 ml - 1000 ml. Zwilżyć ją i wyłożyć przeźroczystą folią, tak aby wystawała poza brzegi formy. Następnie wyłożyć dno i boki całymi plasterkami łososia (wykorzystując 1/3 całości), tak aby również wychodziły poza brzegi formy. Resztę łososia pokroić w drobną ko...

Śniadanie z awokado.

Lubię poranki wolne od konieczności pędzenia do pracy. Otulam się szlafrokiem, zakładam ciepłe skarpety. Nie należę do tej części mieszkańców mojego domu, która zaraz po przebudzeniu pędzi do lodówki. Rozkręcam się powoli. Mam czas na spokojną, poranną kawę. Precyzuje mi się w głowie wizja śniadania. Zaczynam wykładać na blat różne zieloności. Rozpisuję dla nich role - bohaterowie pierwszego, drugiego planu, jeszcze inni tylko epizodycznie ale za to znacząco. Z pozornie oderwanych elementów powstaje skończona, dopełniona całość. Chrupkość sałaty, soczystość papryki, lekkie pieczenie na języku - to kiełki, słoność sera i cudowna, kremowa konsystencja awokado. To ono jest tu najważniejszym elementem układanki.  Sałatka z awokado 1 dojrzałe, miękkie awokado mieszanka zielonych sałat: endywia, radicchio, rukola 1/2 strąka czerwonej papryki 2 łyżki pokruszonego sera z niebieską pleśnią 2 łyżki kiełków rzodkiewki sok z cytryny sól pieprz oliwa z oliwek Na dwóch tale...

Opowieść o ziarenkach

Czasem tak bywa. Jest impuls, działanie, a potem dopiero refleksja. Tak było i tym razem. Kupiłam ziarno pszenicy. Całe. Na chleb. Nie, nie mam młynka. Zaczęłam się zastanawiać jakby tu wykorzystać ziarno w takiej formie. Poszperałam, poniuchałam w sieci ale niestety, nic nie udało mi się znaleźć. Jestem już umówiona z Tatter, że odkurzy dla mnie jakiś wypróbowany przez siebie przepis. A tymczasem... Jako, że jestem w gorącej wodzie kąpana ;) Eksperyment. Rola tytułowa, sami wiecie kto. Pozostali aktorzy to razowa żytnia, orkiszowa, trochę pszennej pełnoziarnistej. Rolę epizodyczną acz znaczącą powierzyłam melasie. Bez przepisu, bo to jeszcze nie jest skończone dzieło. Chleb ma jednak wielki potencjał i dlatego pozwalam sobie go utrwalić.   A na koniec, bo przecież nie zapominajmy, że ja nadal na tej, no jak jej tam ... diecie idealne połączenie dla takiego chleba, czyli: Twarożek ser biały w kostce (chudy) odrobina maślanki ogórek zielony starty na t...

Koszulka dla jajka :)

W powietrzu wiszą zmiany. Choćby nie wiem jak zima chciała dać do zrozumienia, że świetnie się trzyma (wiem co mówię, za oknem właśnie sypie gęsty, mokry śnieg). Mój organizm też sam domaga się zmian. Dieta -  brzmi strasznie. Powiedzmy więc że jest to program przedwiosennego "wietrzenia magazynu" ;) Szukam dobrych stron odchudzania. Poza oczywistymi - zdrowie i wygląd. Lepsze samopoczucie? Też, oczywiście, że też. To są jednak korzyści oczekiwane, majaczą gdzieś tam na końcu ścieżki. Ścieżki wyboistej i najeżonej pokusami. I wcale nie chodzi mi o ciasta, ani inne słodkości. Weźmy np pomidorówkę mojej mamy. Ciężko się oprzeć, zapewniam Was :) Postanowiłam więc urozmaicać sobie jak tylko mogę to co jem. Jeżeli ograniczyłam ilość niech zatem odbije się to na jakości. Dłużej przygotowuję posiłki. Zawierają więcej przypraw, więcej warzyw wymagających siekania, szatkowania, lub innej obróbki. Cieszę się tym wszystkim bardzo. Układam na talerzu kompozycje miłe dla...

Leniwe poranki.

Bywają czasem takie. Towarzyszy im rozprężenie i poczucie, że nie trzeba pędzić. W dodatku za oknem nie tak znów atrakcyjnie, żeby szkoda było dnia na siedzenie w domu. Takie rozterki to wiosną i latem. Podczas leniwych, domowych dni celebruję swoje śniadanie. Wszyscy inni już zjedli to co chcieli i jak chcieli. Mogę się skupić tylko na sobie. Pokroić świeżą bagietkę, posiekać koperek. Zasiąść, objąć rękami kubek z kawą... Kanapki z łososiem, koperkiem i jogurtem greckim. świeża, chrupiąca bagietka łosoś wędzony na gorąco duuużo koperku jogurt grecki (bałkański też oczywiście może być) cytryna (opcjonalnie) Bagietkę pokroić ukośnie w kromki. Ułożyć na niej kawałki łososia. Nie rozdrabniać go za bardzo, wtedy jest zdecydowanie lepszy. Można skropić cytryną. Na każdej kanapce umieścić kopiastą łyżkę jogurtu greckiego. Wszystko obficie posypać świeżo posiekanym koperkiem. Łosoś i koperek to jedno z TYCH połączeń. Banał ale to fakt.