Tegoroczna zima nie jest dla mojej duszy zbyt łaskawa. Nie chcę się nad tym jakoś specjalnie rozwodzić, smucić i narzekać. Chociaż z drugiej strony nawet moja aktywność na blogu świadczy o tym, jak bardzo "mi się nie chce". Teraz i tak jest coraz lepiej. Lepiej, od kiedy biel złagodziła krajobraz, przyozdobiła wszechobecną buroszarość. Rześkie powietrze, szczypiące policzki, słońce świecące prosto w twarz, wszystko to jakoś pomaga w podjęciu decyzji i wyjściu na spacer, chociażby w weekend. No i ten coraz dłuższy dzień, świt już wstaje, kiedy jadę do pracy, purpurowe słońce zachodzi, kiedy z dziećmi wracam z przedszkola. Mróz przygonił na balkon większą niż zwykle liczbę skrzydlatych stołowników. Ich odwaga rośnie wraz ze spadkiem temperatury. Już nawet dają się fotografować. Zastanawiam się, obserwując je, jak takie maleńkie ciałko jest się w stanie ogrzać w ekstremalny mróz. Drżę za szybą. Jedyne, co mogę, to sypać i sypać, słonecznik, dynia (to chyb...
... krętą ścieżką śladami smaków, zapachów, wrażeń, wspomnień, choćby mgnień... bo warto je zatrzymać