Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlam posty z etykietą książki

Ma w sobie to coś

Słońce odwiedza dzisiaj każdy zakamarek naszego domu. Szyby okienne grzeją się w jego cieple. I chodniki. I arktyczny ziąb jakby trochę odpuścił. Ciii, nie zapeszajmy. To niemal jak święto, po tylu najpierw pochmurnych, potem prawdziwie mroźnych dniach. Chciałabym wystawić twarz do światła, nagromadzić trochę tej energii, tak na zapas, bo przecież to jeszcze nie wiosna. Niestety, nie jestem dziś najlepszą kandydatką na spacer, z nosem czerwonym jak latarnia, hukiem parowozu w głowie, po dwóch dniach przykucia do łóżka i nadrabiania czytelniczych zaległości. Przeczytałam wreszcie "Kill Grill, restauracja od kuchni" Anthonego Bourdaina, prawie dwa lata po tym jak dotarła na moją półkę. Fascynująca, zaskakująco dobrze napisana, szczególnie jak się weźmie pod uwagę mnogość nazwisk, miejsc, potraw, składników i innych szczegółów. No i tempo, pracy i życia, w którym nie ma czasu na sen. Może dlatego tak szybko i bez wytchnienia dała się pochłonąć. W recenzjach czytałam gł...

Dorsz pod chrupiącą kołderką.

Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam  jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa. Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?" Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże". Były, dorodne, duże płaty. Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią. Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego. Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygo...

Była sobie książka

Po wczorajszej lekturze ulubionych blogów i zamieszczonych tam orzechowych i piekarskich cudeniek, coś mi się przypomniało. Odszukałam na półce małą, niepozorną książeczkę. Były to "Wyznania francuskiego piekarza" czyli Gerarda Auzeta, spisane przez Petera Mayla . Kupiłam ją kiedyś na fali mojego zainteresowania książkami, w których ktoś kupuje posiadłość we Francji albo Toskanii i opisuje swoje wzloty i upadki towarzyszące remontom, wpisywaniu się w lokalną społeczność, a w końcu codzienne życie tam. Udzielałam się już wtedy kulinarnie i chlebowo więc tym bardziej wydawało się, że będzie to strzał w dziesiątkę. Pamiętam, że przeczytałam jednym tchem. Było bardzo miło. Rodzinne opowieści i anegdoty, zdjęcia w sepii, dodają książce klimatu. Dużo rysunków z praktycznymi instrukcjami dotyczącymi kształtowania chleba. Cieszę się, że tę książkę mam, lubię sobie do niej czasem zajrzeć. Ale pamiętam też, że czegoś mi zabrakło i to zaraz po lekturze. Miałam nadzieję, że znajd...