Po wczorajszej lekturze ulubionych blogów i zamieszczonych tam orzechowych i piekarskich cudeniek, coś mi się przypomniało.
Odszukałam na półce małą, niepozorną książeczkę. Były to "Wyznania francuskiego piekarza" czyli Gerarda Auzeta, spisane przez Petera Mayla .
Kupiłam ją kiedyś na fali mojego zainteresowania książkami, w których ktoś kupuje posiadłość we Francji albo Toskanii i opisuje swoje wzloty i upadki towarzyszące remontom, wpisywaniu się w lokalną społeczność, a w końcu codzienne życie tam.
Udzielałam się już wtedy kulinarnie i chlebowo więc tym bardziej wydawało się, że będzie to strzał w dziesiątkę.
Pamiętam, że przeczytałam jednym tchem. Było bardzo miło. Rodzinne opowieści i anegdoty, zdjęcia w sepii, dodają książce klimatu. Dużo rysunków z praktycznymi instrukcjami dotyczącymi kształtowania chleba. Cieszę się, że tę książkę mam, lubię sobie do niej czasem zajrzeć.
Ale pamiętam też, że czegoś mi zabrakło i to zaraz po lekturze. Miałam nadzieję, że znajdę tam więcej chlebów prawdziwych (dla mnie to takie na zakwasie), a znalazłam samo drożdżowe, w większości białe pieczywo. Nie znaczy, że mało interesujące, szczególnie w sferze dodatków.
Jeden z takich chlebów, właśnie ze względu na dodatki, odłożyłam sobie do przegródki - do zrobienia.
Chleb z morelami i orzechami laskowymi (teraz to już chyba jasne dlaczego mi się o nim przypomniało przy okazji orzechowego tygodnia;)
Postanowiłam, że lekko go jednak zmodyfikuję.
Dodam do niego zakwasu, który przerwie na jakiś czas urlop w lodówce i znów będzie musiał wziąć się do pracy.
O efektach w następnym odcinku.
Odszukałam na półce małą, niepozorną książeczkę. Były to "Wyznania francuskiego piekarza" czyli Gerarda Auzeta, spisane przez Petera Mayla .
Kupiłam ją kiedyś na fali mojego zainteresowania książkami, w których ktoś kupuje posiadłość we Francji albo Toskanii i opisuje swoje wzloty i upadki towarzyszące remontom, wpisywaniu się w lokalną społeczność, a w końcu codzienne życie tam.
Udzielałam się już wtedy kulinarnie i chlebowo więc tym bardziej wydawało się, że będzie to strzał w dziesiątkę.
Pamiętam, że przeczytałam jednym tchem. Było bardzo miło. Rodzinne opowieści i anegdoty, zdjęcia w sepii, dodają książce klimatu. Dużo rysunków z praktycznymi instrukcjami dotyczącymi kształtowania chleba. Cieszę się, że tę książkę mam, lubię sobie do niej czasem zajrzeć.
Ale pamiętam też, że czegoś mi zabrakło i to zaraz po lekturze. Miałam nadzieję, że znajdę tam więcej chlebów prawdziwych (dla mnie to takie na zakwasie), a znalazłam samo drożdżowe, w większości białe pieczywo. Nie znaczy, że mało interesujące, szczególnie w sferze dodatków.
Jeden z takich chlebów, właśnie ze względu na dodatki, odłożyłam sobie do przegródki - do zrobienia.
Chleb z morelami i orzechami laskowymi (teraz to już chyba jasne dlaczego mi się o nim przypomniało przy okazji orzechowego tygodnia;)
Postanowiłam, że lekko go jednak zmodyfikuję.
Dodam do niego zakwasu, który przerwie na jakiś czas urlop w lodówce i znów będzie musiał wziąć się do pracy.
O efektach w następnym odcinku.
Czekam wiec na efekty :)
OdpowiedzUsuńA co do ksiazki, to tez chyba wolalabym, by bylo w niej nieco wiecej prezpisow, ale i tak bardzo mi sie ona podoba. Moze dlatego, ze wiedzialam, iz to wlasnie 'tego' mam sie po niej spodziewac ;)
I fakt, u mnie to tez byl czas fascynacji czyims nowym zyciem w Prowansji czy Toskanii :) Choc ta fascynacja trwa nadal, jesli ksiazka jest dobrze napisana.
To Ci się przyznam, że w sklepowej przechowalni mam 5 takich pozycji, czekających na zakup. Wszystko to efekt lektury mniamowego wątku czytelniczego.
OdpowiedzUsuńTo pochwal sie jakie, moze jeszcze ich nie mam w przechowalni? ;)
OdpowiedzUsuńTakie same uczucia miałam po lekturze tej książeczki. Miło się czyta, pasuje do niej użyty papier i te lekko staroświeckie ilustracje. Brakowało mi tylko chlebów na zakwasie. Ale i tak czasami do niej zaglądam i coś piekę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń