Przejdź do głównej zawartości

Chleb z orzechami i morelami



Czasem tak jest, że dużo sobie po jakimś przepisie obiecuję, planuję, ekscytuję się.
Później jest różnie. Bywa, że efekt jest nawet lepszy od wyobrażeń. Wtedy do przepisu wracam z niekłamaną przyjemnością. Zdarza się też, że coś jest smakowo zupełnie nie w moim stylu, żegnam się więc z przepisem bez zbędnego żalu.
Bywają i takie przepisy, które po wypróbowaniu lądują w kategorii - rozwojowe ;))). Nie do końca jestem zadowolona z efektów ale wiem, że nie można danej potrawy spisywać na straty, albo, że wypiek leżący przede mną wręcz domaga się kolejnej szansy.
Tak było i tym razem.
Spieszyło mi się do tego chleba bardzo, rzekłabym, że nawet za bardzo.
Zapomniałam na chwilę o tym, że pośpiech chlebom nie służy.
Dodałam mu trochę ciepła, nie poczekałam, aż sobie leniwie wyrośnie.
Popękał biedaczek na skutek tych moich zabiegów. Jest też moim zdaniem trochę za bardzo zwarty i przez to raczej "ciężki". To drugie to zasługa zbyt dużej, jak na mój gust ilości bakalii.

Teraz pora na zalety: kolorowy, czasem słodki, czasem chrupiący, zależy co akurat weźmiemy na ząb.
Ciekawy i niebanalny.
Po paru poprawkach będzie z niego całkiem zacny chleb ;)))

Chleb z orzechami laskowymi i morelami
inspirowany recepturą z "Wyznań francuskiego piekarza"

Zaczyn :
100 g aktywnego zakwasu (miałam tylko żytni ale pszenny byłby lepszy)
180 g (1 szk) mąki pszennej typ 650
100 g wody

Składniki zaczynu połączyć w misce przy pomocy łyżki.
Odstawić na 4-5 godz do spokojnego wyrośnięcia. Potem w zależności od tego która jest godzina przejść do następnego etapu albo, jak ja to zrobiłam, przechować zaczyn w lodówce do dnia następnego. 

Ciasto właściwe:
cały zaczyn
425 g (2,5 szk.) maki j.w.
200 g letniej wody (można dać trochę więcej)

1,5 łyżeczki soli
3/4 szk. suszonych moreli pokrojonych w kostkę
3/4 szk. orzechów laskowych grubo posiekanych
ok. 20g mąki zużyłam do podsypywania w czasie wyrabiania.


Dwie godziny przed rozpoczęciem działań wyjąć zaczyn z lodówki i pozwolić mu dojść do temp. pokojowej.
W  misce wymieszać mąkę z solą.
Dodać zaczyn, wodę i wyrobić gładkie, dość zwarte ciasto. Powinno całkowicie odchodzić od rąk. Dodać posiekane morele i orzechy i wyrabiać aż równomiernie rozłożą się w cieście.
Uformować kulę i odstawić do wyrośnięcia. Poczekać, aż podwoi objętość.
Odgazować ciasto na blacie.  Uformować okrągły bochenek (albo dwa małe) i  zostawić do ponownego wyrośnięcia na blasze.
Doświadczenie mówi, że trzeba się uzbroić w cierpliwość bo temu chlebowi trzeba dać czas.

Piec w naparowanym piekarniku,  najpierw przez 10 min. w temp. 250 stopni, potem  przez następne 30 min. w temp. 210 stopni.
Przed krojeniem dobrze wystudzić na kratce.


Najlepiej smakuje z masłem, krojony w cienkie kromki ;))))



Komentarze

  1. Hmmm... ja nie widze zadnych popekan! Za to widze piekny, rumiany, aromatyczny bochenek :) I z checia bym sie nim teraz poczestowala :)
    Bardzo lubie takie chlebowe wypieki z dodatkiem bakalii, moze wiec ten niebawem wyprobuje :)

    Pozdrawiam! I milego dnia zycze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny chleb i na bank wypróbuję przepis, bo od dłuższego czasu chodzą za mną bakaliowe chleby.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bea jesteś zdecydowanie zbyt łaskawa, wiesz jak to jest, bo sama jesteś krytyczna wobec swoich poczynań (zresztą moim zdaniem niesłusznie)

    Churki, jak się domyślam damska ich wersjo ;) witam chlebem i solą.
    Stresuje mnie ten coming out ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Damska, damska :D Ty się nie stresuj, nie ma się czego wstydzić, bo blog bardzo ładny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podpisuje sie pod Churkową :))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wyprawa w nieznane

  Urzekła nas kiedyś dziecięca historia, jedna z całego cyklu opowieści Wojciecha Widłaka o Wesołym Ryjku, małym prosiaczku, mającym całkiem ludzkie przygody. Zapytany przez rodziców o to, dokąd chce jechać na wycieczkę w znane czy w nieznane, dziarsko decyduje się na nieznane, po czym po dotarciu do celu płacze, bo przecież on chciał „w to nieznane co w zeszłym tygodniu". Kiedyś myślałam, że ludzie dzielą się na takich, którzy zawsze, z uporem maniaka spędzają swoje wolne dni na działce, letnisku, ośrodku wczasowym, tym samym od lat, oraz na tych, którzy nie skalali się podróżą dwa razy w to samo miejsce, którym szkoda czasu na szlifowanie przetartych szlaków. Tych pierwszych nie do końca rozumiałam,   bo jakoś z tyłu głowy miałam zapisane (swoją drogą kto mi to wmówił?), że szkoda czasu na powroty. Byłam i trochę nadal jestem mistrzynią wymyślania „zajawek", nowych pomysłów, planów, podróży, odkryć. Bardzo lubiłam zaaplikować sobie nutkę niepewności, element zasko

Tort urodzinowy przysypany piaskiem ;)

Dziś będzie o tortach. Nie robię ich zbyt często, chociaż bardzo lubię. Najpierw było to raz, teraz dwa razy do roku. Żaden nie jest podobny do poprzedniego. Jakoś tak wyszło, że za każdym razem podejmuję kolejne wyzwania. Całymi tygodniami chodzę i obmyślam koncepcje. Czasem coś podpatrzę, czasem wpadnę na coś zupełnie sama. Ciekawe, kiedy skończą mi się pomysły ;) Tym razem piaskownica. Miało być prosto i łatwo. Do pewnego stopnia było. Chociaż mimo wszystko znów zagrzebałam się w przygotowaniach po uszy. Bo niby to tylko prostokątna forma i kilka detali, ale jednak. Wszystkie kremy, masy, przekładanie. Kilka niespodzianek po drodze, a jakże. Na przykład na czym ja ten tort położę, jak już go będę składać w całość. Jako, że mam tylko okrągłe patery, stanęło na szkle od antyramy, akurat w pasującym formacie :))) Najważniejsze i tak było to, że tort wywołał uśmiech, szczególnie na małych buziach. A i starszych już przyzwyczaiłam do tego, że ja to "zawsze coś wymyślę&quo

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka