Przejdź do głównej zawartości

Aromatyczny pstrąg z piekarnika.


Za oknem chlapie i kapie, dudni i stuka, gra w rynnach.
Przygięte i ciężkie od wody dopiero co zazielenione liście. Gdyby nie ta zieleń, można by pomyśleć, że to głęboka jesień.
Ołowiane niebo tak nisko nad ziemią, jak tylko się da.
Po drodze do pracy spotkałam parę kaczek, radośnie pływających na polu, chwilowo zamienionym w jezioro.
Ale jest pęk koperku w szklance, malowniczy niczym bukiet.
Aromatyczne główki czosnku w koszyku.
Cytryna na parapecie.
Młode ziemniaki z pozadzieraną skórką.
Torba ze świeżymi pstrągami juz czeka w kuchni.
W takie dni nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pogrzać się trochę w cieple piekarnika ;)

I jakoś tak przypadkiem powstaje smaczny obiad. Taki, co to się sam robi.

Aromatyczne pieczone pstrągi

przepis znalazłam kiedyś na Mniammniam.pl
swoim zwyczajem pozmieniałam co nieco i uprościłam znacznie przepis

Składniki:
duże pstrągi patroszone (po jednym na osobę)
duży pęczek koperku
2 - 3 główki czosnku
1-2 cytryny
masło
sól
pieprz


Ryby oskrobać, to zdecydowanie najbardziej żmudna czynność. Posolić delikatnie i zostawić na ok 30 min.
W tym czasie przygotować czosnek, po 4 - 5 niewielkich ząbków na każdą rybę. Opłukać koperek, przygotować po małym pęczku na każdą rybę. Pokroić cytrynę na plastry, każdy podzielić na pół , po cztery półplasterki na rybę.
Ułożyć ryby na blasze. Każdą ponacinać. Faszerować kolejno cytryną, czosnkiem, koperkiem i dodatkowo do każdej włożyć plaster masła.
Wierzch każdej ryby skropić dodatkowo sokiem z cytryny, posypać pieprzem i ułożyć po kilka wiórków masła.
Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec do lekkiego zrumienienia.
Już w trakcie pieczenia dom wypełnił wspaniały aromat cytryny, czosnku i masła.
Wszyscy krążyli po kuchni, co chwila zaglądając czy to może nie już :)


Na talerzu znalazły się obok drobnych gotowanych w całości ziemniaków, oczywiście posypanych obficie koperkiem. Do tego świeża sałata i śmietanowy sos mojej mamy.
Tego etapu już jednak nie zdążyłam uwiecznić.

Komentarze

  1. dwa dni temu jadłam pstrąga. był pyszny.

    a dzisiaj świeci słońce o poranku. może już wiosna zostanie na dłuzej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak przyrządzane ryby uwielbiam. Dodatki tylko podkreślają smak. Wspaniały i pyszny obiad.

    OdpowiedzUsuń
  3. A wiesz,że przyrządzam pstrągi dokładnie tak samo?Pełna klasyka.
    Pyszne są!

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas na szczescie nie jest az tak zle, mimo padajacego od czasu do czasu deszczu i czesto zachmurzonego nieba.
    A obiady co to robia sie same i ja bardzo lubie. Twoj pstrag prawie ze pachnie przez ekran ;)

    Pozdrawiam!

    I wiecej wiosny zycze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To prawda. TAKIE są najpyszniejsze!

    OdpowiedzUsuń
  6. To widzę dziewczyny, że przyrządzamy pstrągi dokładnie tak samo. Zdecydowanie wolę ostatnio ryby pieczone od smażonych. Odpowiednio doprawione pozwalają wydobyć pełnię smaku.

    Asiejko to oznacza, że jadłyśmy pstrąga dokładnie tego samego dnia.

    Bea to ciesz się lepszą pogodą, bo u mnie na zalanym deszczem polu kaczki zadomowiły się na dobre, dziś rano było ich już pięć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mam ochotę na rybę ostatnio, a za rybami nie przepadam. Daleko mam tutaj do miejsca ze świeżymi rybami :( Tam miałam kilka kroków :(

    OdpowiedzUsuń
  8. ile czasu trzeba je piec i na ile stopni?

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajny przepis myślę, że warto go wysłać wraz ze zdjęciem na konkurs na stronie www.kpryba.pl i wygrać książkę

    OdpowiedzUsuń
  10. rybka byla naprawde pyszna!!! dzieki za przepis

    OdpowiedzUsuń
  11. sama dzisiaj robię pstrąga, zastanawiałam się czy w folii czy bez...Twoje wyglądają obłędnie;)

    OdpowiedzUsuń
  12. PYSZNAAA RYBKA...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka

Wyprawa w nieznane

  Urzekła nas kiedyś dziecięca historia, jedna z całego cyklu opowieści Wojciecha Widłaka o Wesołym Ryjku, małym prosiaczku, mającym całkiem ludzkie przygody. Zapytany przez rodziców o to, dokąd chce jechać na wycieczkę w znane czy w nieznane, dziarsko decyduje się na nieznane, po czym po dotarciu do celu płacze, bo przecież on chciał „w to nieznane co w zeszłym tygodniu". Kiedyś myślałam, że ludzie dzielą się na takich, którzy zawsze, z uporem maniaka spędzają swoje wolne dni na działce, letnisku, ośrodku wczasowym, tym samym od lat, oraz na tych, którzy nie skalali się podróżą dwa razy w to samo miejsce, którym szkoda czasu na szlifowanie przetartych szlaków. Tych pierwszych nie do końca rozumiałam,   bo jakoś z tyłu głowy miałam zapisane (swoją drogą kto mi to wmówił?), że szkoda czasu na powroty. Byłam i trochę nadal jestem mistrzynią wymyślania „zajawek", nowych pomysłów, planów, podróży, odkryć. Bardzo lubiłam zaaplikować sobie nutkę niepewności, element zasko

Dorsz pod chrupiącą kołderką.

Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam  jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa. Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?" Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże". Były, dorodne, duże płaty. Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią. Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego. Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygo