Przejdź do głównej zawartości

Chrupiąco, kremowo i łososiowo.

Już kiedyś pisałam, że są przepisy, które podobają mi się od pierwszego spojrzenia.
I o tym, że bardzo je lubię.
Oraz o tym, że za mną chodzą, dopóki ich nie zrealizuję.
Dzisiaj będzie o czymś, co zrobić można bardzo łatwo, a jest bardzo efektowne. W sam raz na ciekawą przekąskę w ramach spotkania z przyjaciółmi, albo przystawkę przed uroczystym obiadem.



Terrina z łososia
przepis z Kwestii Smaku zmodyfikowany

Składniki:

400 g wędzonego łososia (pokrojonego w cienkie plasterki)
300 g kremowego serka o smaku naturalnym
świeżo zmielony czarny pieprz
sok i skórka z 1 cytryny (tylko żółta część) 
1 świeży duży ogórek
pęczek świeżego koperku
1 łyżeczka żelatyny


Przygotować podłużną formę o pojemności 750 ml - 1000 ml. Zwilżyć ją i wyłożyć przeźroczystą folią, tak aby wystawała poza brzegi formy. Następnie wyłożyć dno i boki całymi plasterkami łososia (wykorzystując 1/3 całości), tak aby również wychodziły poza brzegi formy.

Resztę łososia pokroić w drobną kosteczkę, wymieszać z serkiem, sokiem i skórką cytrynową, dolać cienkim strumyczkiem żelatynę, rozpuszczoną w małej ilości wody. Doprawić świeżo zmielonym czarnym pieprzem, wsypać drobno posiekany koperek - ilość według upodobań.

Wyłożyć 1/3 masy na dno formy, wyrównać powierzchnię. Przyciąć końce ogórka do długości formy, następnie obieraczką do warzyw albo nożem (ja jakoś nie umiem posługiwać się obieraczką) wycinać długie i cienkie plastry ogórka, odrzucając początkowe plasterki samej skórki. Kontynuować wycinanie plasterków do momentu aż pojawią się nasiona. Powtórzyć z drugiej strony ogórka. Odłożyć 8 - 10 najładniejszych plasterków i osuszyć je papierowym ręcznikiem.

Ułożyć połowę plasterków ogórka wzdłuż formy, jeden plasterek obok drugiego. Przykryć drugą częścią masy z łososia, wyrównać i znów ułożyć plasterki ogórka. Położyć ostatnią część masy, wyrównać powierzchnię, zamknąć terrinę wystającymi plasterkami łososia i folii.

Tak przygotowaną terrinę włożyć do lodówki na kilka godzin, do stężenia.

Wyłożyć terrinę na talerz, zdjąć folię przeźroczystą, pokroić ostrym nożem na plastry. Podawać z cząstkami cytryny do skrapiania.

Danie jest bardzo efektowne i przyjemne przy bliższym poznaniu. Kremowość masy serowej przyjemnie kontrastuje z chrupkością ogórka.



Komentarze

  1. Mowę mi odjęło! Wygląda absolutnie doskonale, a że kocham wędzonego łososia, to na pewno smakuje niebiańsko! Na pewno zapisuję do wykonania!
    Zdjęcia baaardzo apetyczne. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie wyszła. W takiej wersji jeszcze nie jadłam, ale ciągle mam w planach. Na Wielkanoc zrobiłam ogórkowo-koperkową i ta rześka chrupkość była cudowna.
    Serdeczne pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie to zrobiłaś. Muszę koniecznie wypróbować, bo uwielbiam takie rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nooo, nie powiem... robi wrażenie! :) Raz, że nie takie znowu codzienne (w końcu jak często porywamy się na terriny? :)),; dwa, że atrakcyjne wizualnie; a trzy: składniki mówią wszystko! będzie pysznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. wiesz, piękna jest ta terrina. kolorów tyle..

    OdpowiedzUsuń
  6. Dragonfly, dziękuję bardzo, też kocham wędzonego łososia, w wielu różnorakich połączeniach.

    Anna-Maria, o tak rześka chrupkość brzmi świetnie.

    Lo, wypróbuj, nie pożałujesz.

    Małgosiu, ale to jest fakt, że terriny są zdecydowanie bardzo łatwe w przygotowaniu, wyglądają bardzo efektownie i dlatego wydają się skomplikowane.

    OdpowiedzUsuń
  7. Asiejko, tak, kolorowa i optymistyczna, jak na wiosnę przystało :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniała!
    Na początku myślałam, że to szparagi, ale ogórek to fantastyczny pomysł.
    A wiesz, że ja nigdy czegoś takiego nie jadłam?
    Nigdy przenigdy!

    Dobrej nocy...

    OdpowiedzUsuń
  9. Poleczko najwyższy czas to nadrobić, serio :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Terrina pysznie wygląda i te kolory!
    Super!

    OdpowiedzUsuń
  11. Masz racje Lu, tez bardzo lubie takie dania : szybkie i efektowne. No i smaczne do tego :)
    Bardzo udana ta Twoja terrina :)

    PS. Dziekuje za info o glogu! :)

    PPS. Obrus w kwiatki na zdjeciach z rabarbarowymi buleczkami specjalnie dla Ciebie! :))
    Bylam w sklepie, niestety materialu juz nie ma; co sezon nowa kolekcja niestety :(

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka

Wyprawa w nieznane

  Urzekła nas kiedyś dziecięca historia, jedna z całego cyklu opowieści Wojciecha Widłaka o Wesołym Ryjku, małym prosiaczku, mającym całkiem ludzkie przygody. Zapytany przez rodziców o to, dokąd chce jechać na wycieczkę w znane czy w nieznane, dziarsko decyduje się na nieznane, po czym po dotarciu do celu płacze, bo przecież on chciał „w to nieznane co w zeszłym tygodniu". Kiedyś myślałam, że ludzie dzielą się na takich, którzy zawsze, z uporem maniaka spędzają swoje wolne dni na działce, letnisku, ośrodku wczasowym, tym samym od lat, oraz na tych, którzy nie skalali się podróżą dwa razy w to samo miejsce, którym szkoda czasu na szlifowanie przetartych szlaków. Tych pierwszych nie do końca rozumiałam,   bo jakoś z tyłu głowy miałam zapisane (swoją drogą kto mi to wmówił?), że szkoda czasu na powroty. Byłam i trochę nadal jestem mistrzynią wymyślania „zajawek", nowych pomysłów, planów, podróży, odkryć. Bardzo lubiłam zaaplikować sobie nutkę niepewności, element zasko

Dorsz pod chrupiącą kołderką.

Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam  jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa. Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?" Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże". Były, dorodne, duże płaty. Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią. Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego. Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygo