Przejdź do głównej zawartości

Białe wspomnienia i czekoladowy suflet

Lasy otulone błękitną poświatą.
Bezkreśnie skrzące się pola.
Płaskie, zamarznięte, białe tafle, obwiedzione aureolą drzew.
Siwe pióropusze trzcin.
Koronkowe ażury polnych zarośli.

Białe pupy saren przemykające tuż przed samochodem.
I przepastne czarne oko jednej z nich, patrzące prosto na mnie.
Napuszone pierzaste drapieżniki, grzejące się tu i tam na gałęzi.
Czerwone jak samochód strażacki, grubiutkie gile, podrywające się do lotu niemal tuż spod kół.
Rogaty "pociąg" przycupnięty w promieniach słońca, wzdłuż miedzy.

Wszystko utrwalone w kadrach mojej pamięci, tylko pamięci. Aparat został w domu, a gdyby nawet, liczył się czas, licznik zbyt ochoczo nabijał kolejne kilometry.
Taki był mój weekend.
Głównie w podróży.
Raczej śnieżnobiały niż czekoladowy.
Mimo planów i zapasów ciemnobrązowej, aksamitnej słodyczy.

Postanowiłam nie przejmować się i nadrobić to, nieważne nawet, że spóźniona.
Poszperałam i znalazłam u Komarki nieskomplikowany wydawałoby się przepis.

Suflet czekoladowy

50 g ciemnej czekolady
250 ml mleka
60 g masła
3 łyżki mąki
cukier puder do posypania foremek
4 jajka
2,5 łyżki miałkiego cukru
1 łyżka kakao

Pokruszoną czekoladę zalać prawie gotującym się mlekiem i mieszać aż się
rozpuści. W rondelku roztopić masło i dodać mąkę. Gotować na małym ogniu
przez minutę. Stopniowo wlewać czekoladowe mleko ciągle mieszając.
Doprowadzić do wrzenia i odstawić do całkowitego ostygnięcia. Foremki do
sufletów (z tego przepisu wychodzi ok. 6 porcji) wysmarować masłem i oprószyć
cukrem pudrem. Odzielić żółtka od białek. Żółtka wymieszać z masą
czekoladową, a białka ubić na sztywną pianę z cukrem. Na końcu ubijania
wmieszać kakao. Pianę połączyć delikatnie z masą czekoladową. Napełnić
foremki i każdą posypać cukrem pudrem. Wstawić do nagrzanego do 180 stopni
piekarnika i piec ok. 15-20 min. Posypać przesianym cukrem pudrem i podawać
na ciepło.



Rósł nieco nieortodoksyjnie, nierówno. Teraz już wiem, że powinnam lepiej (czyli wzdłużnie) wysmarować foremki, nawet je zamrozić przed pieczeniem.
Zaniepokojona byłam już kiedy uchyliłam piekarnik i suflet zaczął opadać. Nieprzygotowana do zajęć biegałam jak oszalała, organizując sobie "plan zdjęciowy" i wołając "o ooopada, oopada"


Za to pyszny był niezmiernie. Największą jego zaletą oprócz konsystencji i struktury, której nie mogłam w pełni docenić, był jego smak, wytrawnie czekoladowy, mało słodki.


Wyjęłam nawet jednego z foremki, wiem, niezgodnie ze sztuką ale fascynowało mnie jaki będzie po przekrojeniu, to sobie sprawdziłam.


Już wiem, że muszę spróbować ponownie, bo po pierwsze łatwo się nie poddaję i musi mi wyjść taki piękny równy i książkowy. Po drugie zaś smak wart jest tego, to pewne.

Komentarze

  1. Lu! Ależ piękne suflety! Udały się popisowo!
    Dobrze, że jesteś - pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu ależ Ty jesteś ekspresowa i niezawodna.
    Dziękuje Ci za to i uśmiecham się do Ciebie słonecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie Ci wyrosły, a to w suflecie najważniejsze. I w dodatku czekoladowy.Pysznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Lu, ja to różne rzeczy robiłam, ale sufletów się boję -że nie wyrośnie ,że jak wyrośnie to za szybko opadnie
    Tym bardziej podziwiam twój ,że pięknie wyrosły i jeszcze udało się im zrobić zdjęcia

    OdpowiedzUsuń
  5. czarujące słowa. i miseczki.

    OdpowiedzUsuń
  6. No taki juz urok sufletow niestety, trzeba byc niezwykle szybkim fotografem ;)
    A wyrosly pieknie! Wygladaja na delikatne i puszyste.

    Pozdrawiam serdecznie Lu!
    I ciesze sie, ze mimo wszystko mialas ochote na 'czekoaldowanie' ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. a ja sobie daaaawno temu zakupiłam specjalne foremki, i jeszcze ich nie użyłam! ale jak tak patrzę na Twoje piękności, to może w końcu się odważę :) wyszły wspaniale!

    OdpowiedzUsuń
  8. Na ten śnieżnobiały czas przydałaby mi się taki kawałek czekoladowego puchu :)

    OdpowiedzUsuń
  9. NIerówno rosnące suflety są fajowe, takie bardziej domowe :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Moim zdaniem bardzo udany pudding! I jak bym mogl zadac hm... bardzo niedyskretne pytanie... czy ty masz nowy piekarnik? Bo moj (ku rozpaczy mojej zony i wbrew jej usilowaniom) wyglada troszke inaczej...

    OdpowiedzUsuń
  11. Piekne suflety, moze sie w koncu odwaze wykonac. Tylko podobno najlepiej robic je w piekarniku z nawiewem, a moj takiego dodatku nie posiada. Pytanie wiec, czy wyjdzie suflet? Nie dowiem sie, dopoki nie sprobuje.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Pierwszy raz zrobiłam suflety i są doskonałe!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka

Wyprawa w nieznane

  Urzekła nas kiedyś dziecięca historia, jedna z całego cyklu opowieści Wojciecha Widłaka o Wesołym Ryjku, małym prosiaczku, mającym całkiem ludzkie przygody. Zapytany przez rodziców o to, dokąd chce jechać na wycieczkę w znane czy w nieznane, dziarsko decyduje się na nieznane, po czym po dotarciu do celu płacze, bo przecież on chciał „w to nieznane co w zeszłym tygodniu". Kiedyś myślałam, że ludzie dzielą się na takich, którzy zawsze, z uporem maniaka spędzają swoje wolne dni na działce, letnisku, ośrodku wczasowym, tym samym od lat, oraz na tych, którzy nie skalali się podróżą dwa razy w to samo miejsce, którym szkoda czasu na szlifowanie przetartych szlaków. Tych pierwszych nie do końca rozumiałam,   bo jakoś z tyłu głowy miałam zapisane (swoją drogą kto mi to wmówił?), że szkoda czasu na powroty. Byłam i trochę nadal jestem mistrzynią wymyślania „zajawek", nowych pomysłów, planów, podróży, odkryć. Bardzo lubiłam zaaplikować sobie nutkę niepewności, element zasko

Dorsz pod chrupiącą kołderką.

Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam  jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa. Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?" Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże". Były, dorodne, duże płaty. Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią. Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego. Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygo