Przejdź do głównej zawartości

Ciężkie powroty i autorskie ciasto

Nie mogę się pozbierać. Rozłażę się po kątach.
Wchodzę tu, widzę to świąteczne zdjęcie dawno już nieistniejącej choinki. Owszem, denerwuje mnie ono niezmiernie, ale i tak mi się nie chce.
Gotuję oczywiście nadal. I piekę też. Tylko jakoś tak... Bo blog to przecież coś więcej. Coś czego teraz nie mam, choć chciałabym to odnaleźć.
Czegoś brak.
Samodyscypliny?
Bo zapominam zrobić zdjęcie i ani się obejrzę a już wszystko zjedzone.
A może to zima?
Bo nadal narzekam na sztuczne światło.
Roztargnienie?
Bo ani się obejrzę a ciasto, czy chleb już wymieszane w misce na oko, bez ważenia składników.
Lenistwo?
Bo sklecenie notki wydaje mi się zadaniem ponad siły ;)
Wszystkiego po trochu.
Czekam na ... sama nie wiem na co... Jakiś impuls mi potrzebny, symboliczny kopniak na rozpęd :)

Tymczasem postanowiłam się przemóc, tym bardziej, że wyszło mi przypadkowo świetne ciasto, wymyślone od początku przeze mnie.

Ciasto krucho drożdżowe z jabłkami i powidłami.

ciasto:

2,5 szklanki mąki pszennej (ilość orientacyjna, można dosypać)
3/4 szklanki mielonych orzechów laskowych
1 kostka masła 200g
2 jajka
1 czubata łyżka gęstej śmietany
1/2 szklanki brązowego cukru
kulka świeżych drożdży wielkości orzecha włoskiego

wnętrze: 

4 czubate łyżki powideł śliwkowych
3 duże jabłka szarlotkowe (np złote renety)
marcepanowy baton (bez czekolady)
opakowanie migdałów w słupkach

Mąkę rozetrzeć dokładnie w palcach z drożdżami, wymieszać z cukrem i orzechami. Zetrzeć na tarce masło i rozetrzeć z mieszanką mączną. Zrobić wgłębienie, wbić jajka, dodać śmietanę. Wyrobić gładkie ciasto. Odstawić w chłodne miejsce (może być nawet lodówka) na kilka godzin.

Marcepan włożyć do lodówki. Formę do tarty o średnicy 28 cm (do mniejszej trzeba użyć mniej ciasta, chyba, że ktoś lubi grube) wysmarować masłem. Wykleić formę 2/3 ciasta. Resztę trzymać w chłodzie. Obrać jabłka i pokroić w plasterki. Na cieście rozprowadzić powidła, na to wyłożyć jabłka. Na wierzch zetrzeć na tarce marcepan. Na to resztę ciasta (zetrzeć albo rozwałkować, obie opcje dozwolone). Posypać słupkami migdałów i lekko docisnąć.
Piec w nagrzanym piekarniku, aż do zrumienienia migdałowego wierzchu.

Ciasto jest przepyszne. Orzechowy spód ze strukturą nieco bardziej miękką, niż ciasto kruche, to pewnie dzięki dodatkowi drożdży. Powidła świetnie kontrastują z kwaskowymi jabłkami. Wszystko delikatnie podkręcone marcepanowo-migdałowym akcentem.


Komentarze

  1. Mmm... Takie cieplutkie to by się zjadło, oj zjadło by się...

    OdpowiedzUsuń
  2. Lu , ja Ciebie rozumiem , ja tak mam co kilka miesięcy , zaczynam myśleć ,a po co mi ten blog-ani on jakiś odkrywczy ,ani zdjęcia jakieś piękne itc ,a to do blogu nic nie mam ,ale nie chce mi się pisać , robić zdjęć i wychodzi na to samo:DDD
    a autorskie ciasto wygląda tak jak powinno czyli pysznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj po przerwie! Miło, że znów tu jesteś:) Ciasto wygląda pięknie i naprawdę do zjedzenia natychmiast bez czekania zanim ostygnie. Rozumiem Cię świetnie, mi także czasami brakuje motywacji, aby zamieścić kolejny post. Myślę jednak w takich chwilach, że może warto na przekór wszystkiemu, bo miło będzie popatrzeć po latach na wytwory swoich rąk i wyobraźni i na te chwile zatrzymane w kadrze, przypomnieć sobie siebie, zapachy i smaki...
    Pozdrawiam Cię najcieplej:)
    A.
    P.S.No i jeszcze gdyby nie ten blogowy świat nigdy byśmy się nie poznały:)

    OdpowiedzUsuń
  4. dobrze, że jesteś.
    że dzielisz się cudnymi smakami..

    OdpowiedzUsuń
  5. No NARESZCIE! Wchodzłam na Twój blog prawie codziennie i ciągle nic. Juz podpytywałam M co się dzieje. Na szczęście to tylko brak natchnienia...
    Pozdrawiam i czekam na więcej
    DP

    OdpowiedzUsuń
  6. Lu! Pewnie nie będziesz mi chciała uwierzyć, ale uwierz, że ja dziś chciałam już do Ciebie wiadomość słać, żeby Cię wybudzić i do bloga sprowadzić!!!!
    Dobrze, że jesteś:)
    Całusy!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nic na siłę, ......rozumiem... a ciasto świetne , gratuluję!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest mi niezmiernie miło że o mnie nie zapomnieliście, aż mi się cieplej zrobiło i raźniej jakoś.

    Kubełku witaj na moim blogu :)

    Alu kochana każde Twoje słowo świadczy o tym, że mnie rozumiesz, choć muszę przyznać, nie zauważyłam nigdy spadku aktywności na Twoim blogu, widocznie szybciej zwoje słabości zwalczasz ;)

    Agnieszko jak zawsze pełna ciepła i życzliwości, po prostu dziękuję :)

    Asiejko, też się cieszę, że jestem, mam nadzieję że częściej.

    Dorotko, wiem, wiem, że się dopytywałaś. Ciekawie to określiłaś, brak natchnienia ;)

    Anno-Mario całusy i uściski serdeczne, dzięki za pamięć

    Ozzie, wiem, nic na siłę, tylko chyba czara się przelała i mnie samą zaczęła denerwować ta niemoc.

    OdpowiedzUsuń
  9. Takie prosto z piekarnika....Ojej! Ślinotok mam.

    OdpowiedzUsuń
  10. No tak, nie zawsze latwo jest znalezc odpowiednia motywacje... Ale dobrze, ze juz jestes :) No i wiosna coraz blizej, wiec i nastroj pewnie z dnia na dzien bedzie sie poprawial ;)
    A ciasto swietne! Jablka, powidla, marcepan i kruszonka wyjatkowo do mnie przemawiaja :)

    Pozdrawiam Lu!

    OdpowiedzUsuń
  11. Lu nic się nie martw power wróci czy jak wolisz - kopniak przyjdzie. Ja po powrocie do domu padam z nóg. U mnie styczniu 3 wpisy, w luty 1 ehh. Ale i tak fajnie, że od czasu do czasu zbieramy siły i piszemy, ważymy, robimy zdjęcia i konsumujemy - to najważniejsze. Bo przecież super się gotuje!

    OdpowiedzUsuń
  12. Myślę, że każdy z blogujących przeżywa od czasu do czasu taką "niemoc". Przychodzi to to, a potem na szczęście odchodzi. Głowa do góry Lu, Twoja niemoc odejdzie z pierwszym wiosennym promieniem słońca. :)
    Pozdrowienia ślę. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jesteś już nawet cytowana:
    http://lakomykasek.blogspot.com/2011/02/pierniki.html :-)
    Jeszcze raz SerdecznośCi Luizo:-) Dobrego Dnia.

    OdpowiedzUsuń
  14. Beo, Paulino, Małgosiu, dziękuję bardzo, jakoś tak mi raźniej od razu. Wiem, że wiosna wszystko wymaluje jaśniejszymi barwami i z utęsknieniem na nia czekam.

    Agnieszko, dziękuję jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
  15. Malui... a ja myslalam, ze tylko ja tak mam... sporo zdjec zrobilam ostatnio, wiele upieklam i ugotowalam, ale blog... lezy i kwiczy i nie raz zastanawiam sie po co mi on... Miala byc to moja podreczna ksiazka z przepisami, bo sporo podrozuje...ponadto taki tam albumik ze zdjeciami z wyjazdow... niestety ostatnie dwa miesiace lezy i czeka na moj lepszy dzien...
    Zrobilam dzisiaj ponownie Twoje Tiramisu... boskie... najlepsze na swiecie...
    Pozdrawiam,
    Alicja

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka

Wyprawa w nieznane

  Urzekła nas kiedyś dziecięca historia, jedna z całego cyklu opowieści Wojciecha Widłaka o Wesołym Ryjku, małym prosiaczku, mającym całkiem ludzkie przygody. Zapytany przez rodziców o to, dokąd chce jechać na wycieczkę w znane czy w nieznane, dziarsko decyduje się na nieznane, po czym po dotarciu do celu płacze, bo przecież on chciał „w to nieznane co w zeszłym tygodniu". Kiedyś myślałam, że ludzie dzielą się na takich, którzy zawsze, z uporem maniaka spędzają swoje wolne dni na działce, letnisku, ośrodku wczasowym, tym samym od lat, oraz na tych, którzy nie skalali się podróżą dwa razy w to samo miejsce, którym szkoda czasu na szlifowanie przetartych szlaków. Tych pierwszych nie do końca rozumiałam,   bo jakoś z tyłu głowy miałam zapisane (swoją drogą kto mi to wmówił?), że szkoda czasu na powroty. Byłam i trochę nadal jestem mistrzynią wymyślania „zajawek", nowych pomysłów, planów, podróży, odkryć. Bardzo lubiłam zaaplikować sobie nutkę niepewności, element zasko

Dorsz pod chrupiącą kołderką.

Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam  jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa. Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?" Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże". Były, dorodne, duże płaty. Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią. Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego. Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygo