Przejdź do głównej zawartości

Z głową wśród chmur, czyli wspomnienia prawie spod samego nieba.

Co prawda minęły już całe dwa tygodnie.
Bo jakże mogło być inaczej.
Przecież od razu po powrocie wciągnął mnie wir codziennych zdarzeń.

Ale wspomnienia są ciągle bardzo żywe, kolorowe i naprawdę wspaniałe.
Dawno tak nie naładowałam akumulatorów.
Było wszystko to co lubię,
wiatr,
przestrzeń,
tańczące wokół oczu kosmyki,
ostre, czyste powietrze,
jęzor do pasa
i nogi w d.... ;)

Piękna pogoda, pozwalająca spędzić 12 godzin na szlaku.


Mnóstwo kwiatów, w tym w moim ulubionym kolorze.




Majestatyczne świerki i jaśniejące na ich tle modrzewie, pokryte świeżą szczecinką igieł.
Kosówka, która powoduje, że grzbiety górskie kojarzą mi się z krowimi ;), no bo wszędzie tylko łaty i łaty.

Dokoła wszechobecny szum wody, wody, która o tej porze roku płynie dosłownie wszędzie, wzdłuż szlaku i w poprzek, pośród łąki,
no chyba, że zawędrowaliśmy wyżej, to wtedy tylko nieruchoma biel śnieżnych łat.

No i skały, potężne monumentalne szczyty, żółtawe, srebrzyste lub czarne.
I przepiękne szmaragdowe tafle, aż nierealne tak daleko tam w górze uwięzione pośród surowych, poszarpanych strażników.

Szczyty, przed którymi mam wielki respekt i do których jakoś mi się bardzo nie spieszy.
Bacówki, łowiecki, serek, taki skrzypiący w zębach.


Dla jednych wędzony, dla innych biały (to ja:)))
Na koniec księżyc, żegnający po wyczerpującym dniu,
niedosyt i mnóstwo planów na następny rok.

*Czerwona kropka daleko w tle na pierwszym zdjęciu to ja, na Wołowcu.


Komentarze

  1. Zaz-dro-szcze...! Miałaś cudowny czas... i pięnie go pokazałaś. Wiem coś o ładowaniu akumulatorów w Tatrach - oj wiem...:). Tęsknię do gór i mam nadzieję na tegoroczne...
    Serdeczności, Lu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Lu, wspaniale pejzaze! Tatry sa cudne :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. ale widoki! to zdjęcie z chmurą po prostu niesamowite!

    Blog o życiu & podróżach
    Blog o gotowaniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej, trafilem przypadkiem na Twojego bloga (szukalem przepisu na ziemniaki zapieczone w smietanie) :) bardzo ladne zdjecia, piekne!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka

Wyprawa w nieznane

  Urzekła nas kiedyś dziecięca historia, jedna z całego cyklu opowieści Wojciecha Widłaka o Wesołym Ryjku, małym prosiaczku, mającym całkiem ludzkie przygody. Zapytany przez rodziców o to, dokąd chce jechać na wycieczkę w znane czy w nieznane, dziarsko decyduje się na nieznane, po czym po dotarciu do celu płacze, bo przecież on chciał „w to nieznane co w zeszłym tygodniu". Kiedyś myślałam, że ludzie dzielą się na takich, którzy zawsze, z uporem maniaka spędzają swoje wolne dni na działce, letnisku, ośrodku wczasowym, tym samym od lat, oraz na tych, którzy nie skalali się podróżą dwa razy w to samo miejsce, którym szkoda czasu na szlifowanie przetartych szlaków. Tych pierwszych nie do końca rozumiałam,   bo jakoś z tyłu głowy miałam zapisane (swoją drogą kto mi to wmówił?), że szkoda czasu na powroty. Byłam i trochę nadal jestem mistrzynią wymyślania „zajawek", nowych pomysłów, planów, podróży, odkryć. Bardzo lubiłam zaaplikować sobie nutkę niepewności, element zasko

Dorsz pod chrupiącą kołderką.

Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam  jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa. Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?" Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże". Były, dorodne, duże płaty. Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią. Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego. Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygo