Przejdź do głównej zawartości

Truskawkowo mi :)



Z niecierpliwością czekałam.
Wspominałam zapach, tęskniłam za smakiem.
Z daleka omijałam wszystkie te sztuczne, wielkie "truskawki" w pudełeczkach po kilka sztuk.
I wreszcie zaczęło się, wszystkie rogi ulic, pobocza dróg i stragany na bazarze zapełniły się łubiankami pełnymi aromatycznych czerwonych serduszek.

Zawsze sezon truskawkowy wygląda u mnie tak samo.
Najpierw zjadam same, golusieńkie, dopiero co umyte, zaraz po przyniesieniu do domu.
Takie mi wystarczają, mogłabym tak jeść i jeść. Jeżeli jeszcze, tak jak teraz są upały, truskawki stanowią znaczną część mojej codziennej diety.
Potem przychodzi lekkie opamiętanie. Nie przestaję jeść truskawek o nie.
Po prostu zaczynam dopuszczać myśl o zrobieniu czegoś więcej, niż tylko wysypanie ich na sitko ;)
Na pierwszy ogień idą przepisy z wykorzystaniem surowych truskawek, na pieczenie przyjdzie czas później.

Tarta na migdałowym spodzie z  truskawkami i kremem budyniowym


Ciasto:

200 g mąki pszennej
180 g mielonych migdałów bez skórki
75 g cukru
100g schłodzonego masła
2 żółtka
1/2 opakowania cukru waniliowego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
ew. 2 łyżki kwaśnej śmietany, do zlepienia ciasta.



Krem:

200g słodkiej śmietanki kremówki
175 ml mleka
2 łyżki cukru
1/2 opakowania cukru waniliowego
3 żółtka
1- 2 łyżki mąki (zależy czy płaskie, czy z czubkiem)

dorodne truskawki, przekrojone na pół

ewentualnie galaretka o dowolnym smaku, rozpuszczona w 1 1/2 szklanki wody.

Mielone migdały wymieszać w misce z mąką, cukrem i proszkiem do pieczenia.
Masło utrzeć na tarce i wymieszać z mąką. Dodać żółtka i ew śmietanę. Wymieszać do połączenia składników, nie trzeba zagniatać gładkiego ciasta. Byle się dało wylepić formę do tarty (wcześniej wysmarowaną masłem). Formę z ciastem wstawić do lodówki. W tym czasie rozgrzać piekarnik do temp 210 stopni. Wstawić ciasto i piec do lekkiego zrumienienia. W tym czasie w całym domu zacznie się unosić wspaniały zapach.

Śmietankę zagotować z 50 ml mleka, cukrem i cukrem waniliowym. Do pozostałego mleka dodać żółtka i mąkę, wymieszać dokładnie, żeby nie było grudek. Mieszaninę wlać do wrzącej śmietanki, cały czas mieszając doprowadzić krem do zgęstnienia. Gorący krem rozprowadzić na ciepłym cieście.

Truskawki ułożyć na lekko tylko ostudzonym kremie, żeby nie zrobił się kożuszek.
Całość dobrze schłodzić, można posmarować lekko stężałą galaretką, będzie piękny połysk.

Tarta powstała wczoraj wieczorem. Dzisiaj nie został po niej nawet ślad.
Moje dziecko oświadczyło nawet, całkiem niespodziewanie, że uwielbia budyń :)))

Komentarze

  1. Lu! Pięknie opisałaś truskawkowe emocje! Ja mam tak samo, najpierw gołe truskawki, później w jakimś ubranku. Twoja migdałowa wersja niezmiernie mi odpowiada, chętnie spróbuję, jak tylko najem się tymi z sitka:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczynamy tak samo... na surowo... :) Chociaż na surowo również kończę sezon truskawkowy. :) I chyba tak najbardziej lubię, ale przecież i to co pomiędzy jest także warte grzechu... :)
    Mmmmm... jaka za tarta! Przełykam ślinkę. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale tarta...Chyba zaraz oszaleję od tych zdjęć! Ja chcę coś takiego!
    Teraz! Już! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak tak - te pierwsze najlepsze sa same, zjadane ot tak, po prostu. A potem np. takie apetyczne tarty jak ta Twoja :)

    Ja jutro jade po kolejna 'dostawe' ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, aż przez ekran zapachniało!
    często przychodzę do Ciebie, żeby się napaść tymi aromatami i smakami ( w wyobraźni, ale dzięki zdjęciom to prawie to czuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mniam :)
    U mnie nie ma opamiętania! Chcę więcej, więcej i więcej:) Pod postacią takiej tarty również :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Anna-Maria, tak to czuję, truskawki darzę uczuciem niezmiennym, od lat, pod różnymi postaciami, z migdałami polecam jak najbardziej.

    Małgosiu, ja też lubię późne truskawki, takie mniejsze, wygrzane słońcem perełki, których nikt nie zbiera zbyt wcześnie, zbyt niecierpliwie. Takie całkowicie dojrzałe, o lekko poziomkowym smaku.

    Dragonfly, nie szalej, proszę, nie chciałabym abyś przeze mnie oszalała, a zresztą na punkcie truskawek, może i warto ;)

    Bea, to prawda, ja do tej pory najlepiej wspominam truskawki prosto z krzaczka, ciepłe, nawet lekko zapiaszczone, bo kto by tam mył :)

    Mamamarzynia, zapraszam zawsze bardzo serdecznie, robiąc te zdjęcia i pisząc posty mam właśnie nadzieję że choć w części uda mi się oddać urok oryginału :)))

    Polciu, oj, ale jesteś zachłanna w swoim truskawkowaniu, ale to dobrze, sezon przecież zawsze trwa zbyt krótko.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hi hi, upiekłyśmy niemal identyczną tartę :) Z tym ze moja z creme pattisiere, ale on przeciez jest budyniowaty!

    OdpowiedzUsuń
  9. Lu, Twoje zdjęcia wywołują u mnie ślinotok!!!! Coś czuję że się jej nie oprę :D

    A z truskawkami mamy tak samo - najpierw przez parę dni tylko je jem, a dopiero potem przychodzi mi do głowy że może bym z nich coś zrobiła.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tarta pyszna - całość obłędnie aromatyczna, krucha, kremowa i owocowa jednocześnie. Aisling

    OdpowiedzUsuń
  11. robiłam tę tartę w zeszłym tygodniu -jest obłędna, wchodzi do kanonu przepisów "na zawsze" :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Yenulku kochany, dziękuję Ci bardzo. Cieszy mnie zawsze gdy przepisy, które powstaną w mojej głowie znajdują uznanie u kogoś jeszcze poza mną :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka

Wyprawa w nieznane

  Urzekła nas kiedyś dziecięca historia, jedna z całego cyklu opowieści Wojciecha Widłaka o Wesołym Ryjku, małym prosiaczku, mającym całkiem ludzkie przygody. Zapytany przez rodziców o to, dokąd chce jechać na wycieczkę w znane czy w nieznane, dziarsko decyduje się na nieznane, po czym po dotarciu do celu płacze, bo przecież on chciał „w to nieznane co w zeszłym tygodniu". Kiedyś myślałam, że ludzie dzielą się na takich, którzy zawsze, z uporem maniaka spędzają swoje wolne dni na działce, letnisku, ośrodku wczasowym, tym samym od lat, oraz na tych, którzy nie skalali się podróżą dwa razy w to samo miejsce, którym szkoda czasu na szlifowanie przetartych szlaków. Tych pierwszych nie do końca rozumiałam,   bo jakoś z tyłu głowy miałam zapisane (swoją drogą kto mi to wmówił?), że szkoda czasu na powroty. Byłam i trochę nadal jestem mistrzynią wymyślania „zajawek", nowych pomysłów, planów, podróży, odkryć. Bardzo lubiłam zaaplikować sobie nutkę niepewności, element zasko

Dorsz pod chrupiącą kołderką.

Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam  jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa. Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?" Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże". Były, dorodne, duże płaty. Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią. Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego. Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygo