Bardzo się ucieszyłam, kiedy kliknęłam ostatnio na banerek Weekendowej Piekarni po godzinach . Umieściłam go sobie na blogu lata świetlne temu, miałam wielkie plany, a jakże ;) Niestety, przyznaję ze wstydem, nie udało mi się dotychczas dołączyć do grona radosnych piekarzy. Nie będę się tu tłumaczyć, tym bardziej, że nadarzyła się okazja, żeby się zrehabilitować. Wiedziałam, że wybiła moja godzina, bo pojawił się On. Chleb Kielecki. Ten sam, który wypatrzyłam u Tatter, zaraz po odkryciu jej bloga. Ten, który obiecywałam sobie upiec ze względu na pyszne dodatki ziemniaków i maślanki. Ten, który tak pięknie wyglądał na zdjęciu. Nigdy dotąd nie piekłam chleba z dodatkiem ziemniaków. Ciekawe doświadczenie. Ciasto po pierwszym wyrobieniu nie miało jednolitej, gładkiej struktury. Nie dało się lekko rozciągać między palcami tylko raczej się rwało. Nie jestem do tego przyzwyczajona. Przy pierwszym rośnięciu ciasto popękało, co było naturalną konsekwencją jego struktury. Kiedy...
... krętą ścieżką śladami smaków, zapachów, wrażeń, wspomnień, choćby mgnień... bo warto je zatrzymać