Przejdź do głównej zawartości

Posty

Z głową wśród chmur, czyli wspomnienia prawie spod samego nieba.

Co prawda minęły już całe dwa tygodnie. Bo jakże mogło być inaczej. Przecież od razu po powrocie wciągnął mnie wir codziennych zdarzeń. Ale wspomnienia są ciągle bardzo żywe, kolorowe i naprawdę wspaniałe. Dawno tak nie naładowałam akumulatorów. Było wszystko to co lubię, wiatr, przestrzeń, tańczące wokół oczu kosmyki, ostre, czyste powietrze, jęzor do pasa i nogi w d.... ;) Piękna pogoda, pozwalająca spędzić 12 godzin na szlaku. Mnóstwo kwiatów, w tym w moim ulubionym kolorze. Majestatyczne świerki i jaśniejące na ich tle modrzewie, pokryte świeżą szczecinką igieł. Kosówka, która powoduje, że grzbiety górskie kojarzą mi się z krowimi ;), no bo wszędzie tylko łaty i łaty. Dokoła wszechobecny szum wody, wody, która o tej porze roku płynie dosłownie wszędzie, wzdłuż szlaku i w poprzek, pośród łąki, no chyba, że zawędrowaliśmy wyżej, to wtedy tylko nieruchoma biel śnieżnych łat. No i skały, potężne monumenta...

Zielono na talerzu

Za oknem zmiany. Żywopłoty niemal tryskają zielenią, drzewa owocowe przystrojone w różowe i białe koronki. Słońce grzeje, nawet przez szybę. W domu grypa. Najpierw moja, dorosła, teraz dziecięca. Na poprawienie mojego nastroju tulipany od M. W ulubionym kolorze, chociaż już sam widok M. z bukietem - bezcenny. Na poprawienie dziecięcego nastroju ulubione jedzenie. Pierogi babci, albo zielone kluski. Pożywne, witaminowe, smaczne, niech pomogą. Nie tylko poprawić samopoczucie. Zuziowe zielone kluski ciasto : 300g delikatnego twarogu 2 jajka 6-7 kulek mrożonego szpinaku garść bazylii garść natki pietruszki kawałek Grana Padano (taki wielkości pudełka zapałek) mąka pszenna (ilość na oko) dodatki : stopione masło posiekane orzechy włoskie starty Grana Padano Szpinak rozmrozić, odcisnąć, umieścić w malakserze, dodać jajka, natkę pietruszki i bazylię. Zmiksować na gładką masę. Dodać twaróg i Grana Padano. Ponownie zmiksować. Wyłożyć powstałą ma...

Ciasto bananowe na pożegnanie sezonu

Lubicie banany? Moja odpowiedź na takie pytanie nieodmiennie jest taka sama. Banany uwielbiam. Od zawsze. Od wtedy, kiedy były prawdziwym rarytasem. Przecież w zamierzchłych czasach mojego dzieciństwa pojawiały się w sklepach tylko czasami i nie były wcale takim częstym widokiem, jak teraz. Lubię banany jedzone tak po prostu, no dobrze, czasem polane strużką płynnego miodu. Lubię też banany w ciastach. Niektórzy nazywają je chlebkami. Nadają im charakterystycznego aromatu i lepkiej wilgotności. Nie szukam też sposobu za niebananowy smak bananowego ciasta ;) Bardzo odpowiada mi zapach domu podczas pieczenia takiego bananowego chleba. To jeden z takich moich comfort food. W końcu to taki wypiek z cyklu miska z sypkimi, miska z mokrymi, łyżka i po krzyku. Po dodaniu odrobiny czekolady albo orzechów, albo najlepiej i tego i tego, powstaje jedno z moich ulubionych ciast kończącego się właśnie zimowego (no i wczesnowiosennego) sezonu. No właśnie, bo najlepszy czas d...

A w kwietniu...

... zaczyna się w naszym domu czas świętowania urodzin. Tak się składa, że wszyscy jesteśmy wiosenni ;) Wczoraj najmłodsza księżniczka zdmuchnęła cztery świeczki. A jeszcze nie tak dawno niemal mieściła mi się na dłoni... Niekończącego się uśmiechu moja piękna. Tort to wypadkowa moich internetowych poszukiwań i własnych pomysłów. Wnętrze to dwa jasne biszkopty, pieczone wg  tego przepisu , jeden z podwójnej porcji. Przełożone kremem z bitej śmietany i mascarpone oraz musem owocowym. Mus to moje najnowsze odkrycie na sezon kiedy nie ma świeżych owoców. Na dół tortu zużyłam 2 paczki mrożonych wiśni, zagotowałam, dosłodziłam, odlałam nadmiar soku, zblendowałam krótko tak, żeby tylko rozdrobnić całe wiśnie na mniejsze kawałki. Zagęściłam maizeną. Po wystudzeniu masa miała konsystencję umożliwiającą swobodne rozsmarowanie na torcie. Na górze tortu znalazł się mus jagodowy i tu poszłam o krok dalej, bo przed zagęszczeniem przetarłam zagotowane jagody. Z...

Królowa

Czekolada to tajemnica.  Bo jak żadna inna deserowa przyjemność odbija się w palecie moich nastrojów. Czasami to po prostu ona, ona i tyle, żadnej poezji i już. Czasami się jej pragnie, myśli o niej, kiedy akurat jej nie ma. A chciałoby się, chociaż jedną małą kosteczkę. Czasem podjada skrycie, po kawałku. Zawsze tę czarną, im ciemniejsza tym lepsza. Uwodzi aksamitem na języku, wytrawnymi nutami w drugiej i trzeciej odsłonie. Chyba, że to czekolada 99%, wtedy już od początku jest bardzo serio, wytrawnie, grama słodyczy, co niby oczywiste, znając proporcje składników. Jednak nie tego się spodziewałam, odłamując pierwszy mały kawałeczek. Niesamowita koncentracja smaku. Czasami czekolady ma się dość. Tak, tak bywają też i takie dni. Bo jest zaborcza, dominuje, zawłaszcza inne smaki. Przytłacza. Ale nie dziś. W taki dzień jak dziś, śnieżna biel topi się pod ponurym, przeciekającym niebem.  Nie ma to jak przełamanie zimowego lenistwa.   Z rozkoszą aranżuję sp...

Zimowe ładowanie akumulatorów.

Tegoroczna zima nie jest dla mojej duszy zbyt łaskawa. Nie chcę się nad tym jakoś specjalnie rozwodzić, smucić i narzekać. Chociaż z drugiej strony nawet moja aktywność na blogu świadczy o tym, jak bardzo "mi się nie chce". Teraz i tak jest coraz lepiej. Lepiej, od kiedy biel złagodziła krajobraz, przyozdobiła wszechobecną buroszarość. Rześkie powietrze, szczypiące policzki, słońce świecące prosto w twarz, wszystko to jakoś pomaga w podjęciu decyzji i wyjściu na spacer, chociażby w weekend. No i ten coraz dłuższy dzień, świt już wstaje, kiedy jadę do pracy, purpurowe słońce zachodzi, kiedy z dziećmi wracam z przedszkola. Mróz przygonił na balkon większą niż zwykle liczbę skrzydlatych stołowników. Ich odwaga rośnie wraz ze spadkiem temperatury. Już nawet dają się fotografować. Zastanawiam się, obserwując je, jak takie maleńkie ciałko jest się w stanie ogrzać w ekstremalny mróz. Drżę za szybą. Jedyne, co mogę, to sypać i sypać, słonecznik, dynia (to chyb...

W wigilijny wieczór...

Za oknami buro, mokro. W domu świetliście i ... tak jak zawsze, co roku. Kojąca powtarzalność rytuałów, zapachów, ciepłych spojrzeń. Niesłabnący dziecięcy entuzjazm, kiedyś mój i mojego brata, teraz moich dzieci. Wspomnienia, te najstarsze i te najmłodsze. Życzę wszystkim tu zaglądającym zatrzymania się na chwilę na tym świątecznym przystanku w podróży codziennego życia, "złapania oddechu", odnalezienia w sobie dziecięcych emocji. Zamiast śniegu trochę lukrowanej bieli.