Nowy Rok się rozpędza, Święta wydają się już bardzo odległe, chociaż skończyły się zaledwie dwa tygodnie temu.
We mnie też jest jakaś nowa energia. W głowie świeże echa noworocznych postanowień ;). Mam ochotę działać, szczególnie w kuchni.
Po wszystkich słodkościach pora też na to, żeby zakwas wreszcie opuścił lodówkę (już się o niego bałam bo, co tu dużo mówić zaniedbałam biedaka), a dom znów wypełnił się zapachem świeżego chleba. Idealną okazją do realizacji takiego planu jest aktualna edycja Weekendowej Piekarni. Jej gospodyni Tilianara przygotowała bardzo ciekawą propozycję. Po prostu nie mogłam nie skorzystać :)
Chleb pszenno żytni z prażoną mąką
cytuję dokładnie, bo zadziwiająco dla samej siebie bardzo trzymałam się przepisu
Składniki na zaczyn, wieczór przed pieczeniem chleba:
55 g zakwasu z mąki żytniej razowej
110 g mąki żytniej razowej
150 g wody
Przygotowanie zaczynu: Składniki mieszamy i pozostawiamy przykryte na 14-16 godzin w temperaturze pokojowej.
Zasmażka, wieczór przed pieczeniem chleba:
80 g mąki żytniej
200 g wody
Przygotowanie: Na rozgrzaną suchą patelnię, wsypujemy mąkę i prażymy, cały czas mieszając do uzyskania lekko brązowego koloru. Mąka nie może się przypalić! Przesypujemy na miseczkę i dolewamy stopniowo letnią wodę, energicznie mieszając łyżką albo trzepaczką, aż do uzyskania brązowej zasmażki o konsystencji papki.
Dzień pieczenia:
Do ładnie przefermentowanego zaczynu dodajemy zasmażkę, mieszamy do dobrego połączenia składników. Po czym dodajemy:
220 g mąki pszennej typ 650 (ja piekłam go na chlebowej)
250 g wody z solą
Znów mieszamy aby składniki połączyły się dokładnie i pozostawiamy na 2 1/2-3 godzin. Miskę należy zawinąć w folię, by ciasto nie obsychało.
Po tym czasie ciasto powinno ładnie podrosnąć, następnie dodajemy:
400g mąki pszennej typ 650
To już ostatnia faza, czyli ciasto właściwe. Dosypujemy stopniowo mąkę i wyrabiamy, aż ciasto będzie odchodzić od miski i ręki. Pozostawimy na 20 minut, aby odpoczęło. Wyjmujemy na blat posypany mąką, wyrabiamy chwilę, formujemy bochenek i wkładamy do koszyczka, aby ostatecznie wyrosło (do podwojenia objętości - ok. 2 1/2 godziny).
Piekarnik nagrzewamy do 250 stopni Celsjusza i pieczemy z parą w opadającej temperaturze. Po 10 minutach zmniejszamy do 230 stopni, potem stopniowo zmniejszamy temperaturę, aż kończymy pieczenie na ok. 180 stopniach. Ogólny czas pieczenia to ok. 45-50 minut. Studzimy na kratce.
Strach mnie dopadł na początku, kiedy po uprażeniu mąki, dom wypełnił silny i duszący zapach, niby nie był nieprzyjemny, ale ładny tak do końca też nie. Rodzina kręciła nosem ;)
Po zasięgnięciu rady Gospodyni WP, uspokojona, postanowiłam działać dalej i nie wyrzucać zasmażki :)))
Soli, po przeczytaniu komentarzy u Tilianary, dodałam dokładnie łyżkę stołową.
Jedyną moją zmianą było to, że ciasto już w koszyczku przenocowało w lodówce.
Dziś rano chleb się pięknie upiekł. Niestety nie miał szans na powolne ostygnięcie.
Połowa zniknęła podczas śniadania, jeszcze lekko ciepła.
Mi smakował bardziej po południu, kiedy już "okrzepł". Bardzo mi odpowiada jego wilgotność, struktura miąższu no i oczywiście smak.
Gospodyni tego wydania WP dziękuję za kolejny chleb w mojej "bibliotece"
We mnie też jest jakaś nowa energia. W głowie świeże echa noworocznych postanowień ;). Mam ochotę działać, szczególnie w kuchni.
Po wszystkich słodkościach pora też na to, żeby zakwas wreszcie opuścił lodówkę (już się o niego bałam bo, co tu dużo mówić zaniedbałam biedaka), a dom znów wypełnił się zapachem świeżego chleba. Idealną okazją do realizacji takiego planu jest aktualna edycja Weekendowej Piekarni. Jej gospodyni Tilianara przygotowała bardzo ciekawą propozycję. Po prostu nie mogłam nie skorzystać :)
Chleb pszenno żytni z prażoną mąką
cytuję dokładnie, bo zadziwiająco dla samej siebie bardzo trzymałam się przepisu
Składniki na zaczyn, wieczór przed pieczeniem chleba:
55 g zakwasu z mąki żytniej razowej
110 g mąki żytniej razowej
150 g wody
Przygotowanie zaczynu: Składniki mieszamy i pozostawiamy przykryte na 14-16 godzin w temperaturze pokojowej.
Zasmażka, wieczór przed pieczeniem chleba:
80 g mąki żytniej
200 g wody
Przygotowanie: Na rozgrzaną suchą patelnię, wsypujemy mąkę i prażymy, cały czas mieszając do uzyskania lekko brązowego koloru. Mąka nie może się przypalić! Przesypujemy na miseczkę i dolewamy stopniowo letnią wodę, energicznie mieszając łyżką albo trzepaczką, aż do uzyskania brązowej zasmażki o konsystencji papki.
Dzień pieczenia:
Do ładnie przefermentowanego zaczynu dodajemy zasmażkę, mieszamy do dobrego połączenia składników. Po czym dodajemy:
220 g mąki pszennej typ 650 (ja piekłam go na chlebowej)
250 g wody z solą
Znów mieszamy aby składniki połączyły się dokładnie i pozostawiamy na 2 1/2-3 godzin. Miskę należy zawinąć w folię, by ciasto nie obsychało.
Po tym czasie ciasto powinno ładnie podrosnąć, następnie dodajemy:
400g mąki pszennej typ 650
To już ostatnia faza, czyli ciasto właściwe. Dosypujemy stopniowo mąkę i wyrabiamy, aż ciasto będzie odchodzić od miski i ręki. Pozostawimy na 20 minut, aby odpoczęło. Wyjmujemy na blat posypany mąką, wyrabiamy chwilę, formujemy bochenek i wkładamy do koszyczka, aby ostatecznie wyrosło (do podwojenia objętości - ok. 2 1/2 godziny).
Piekarnik nagrzewamy do 250 stopni Celsjusza i pieczemy z parą w opadającej temperaturze. Po 10 minutach zmniejszamy do 230 stopni, potem stopniowo zmniejszamy temperaturę, aż kończymy pieczenie na ok. 180 stopniach. Ogólny czas pieczenia to ok. 45-50 minut. Studzimy na kratce.
Strach mnie dopadł na początku, kiedy po uprażeniu mąki, dom wypełnił silny i duszący zapach, niby nie był nieprzyjemny, ale ładny tak do końca też nie. Rodzina kręciła nosem ;)
Po zasięgnięciu rady Gospodyni WP, uspokojona, postanowiłam działać dalej i nie wyrzucać zasmażki :)))
Soli, po przeczytaniu komentarzy u Tilianary, dodałam dokładnie łyżkę stołową.
Jedyną moją zmianą było to, że ciasto już w koszyczku przenocowało w lodówce.
Dziś rano chleb się pięknie upiekł. Niestety nie miał szans na powolne ostygnięcie.
Połowa zniknęła podczas śniadania, jeszcze lekko ciepła.
Mi smakował bardziej po południu, kiedy już "okrzepł". Bardzo mi odpowiada jego wilgotność, struktura miąższu no i oczywiście smak.
Gospodyni tego wydania WP dziękuję za kolejny chleb w mojej "bibliotece"
Taaa ja czaruje :))))
OdpowiedzUsuńJa nie upiekłam chleba już nie powiem od jakiego czasu bo wstyd się przyznać, Wyjadam zapasy z zamrażalnika...
:)
Piękny bochen naprawdę cudny!
Pierwszy wypiek chlebowy w Nowym Roku musi dobrze wróżyć. :) Pięknie się udał, a nacięcia jak dla mnie wprost zawodowe. :) Pozdrawiam Lu. :)
OdpowiedzUsuńLu, kochana, piękny bochen i jak czytam z jaką ochotą działasz w kuchni to liczę ,że dziś albo jutro tu jeszcze równie piękna brioszkę zobaczę ***
OdpowiedzUsuńp.s ja byłam twarda i ten co mi się bochen ostał nie pozwoliłam napocząć wczoraj wieczorem
p.s 2 a mi jak prużyłam tą make to się zapach podobał :DDDD
Polko, no czarujesz, czarujesz jak dla mnie bardzo.
OdpowiedzUsuńJak zamrażalnik zacznie wionąc pustkami to upiecz ten chleb, jest prosty i efektowny.
Małgosiu, nacięcia może najgorsze nie są ale, właśnie, zawsze jest jakieś ale :)))
Margot ja nie mam w sobie twardziela, sama z chęcią napoczynam świeży chleb, chrupiąca skórka uzależnia :)))
Lu, wspanialy chleb! I te naciecia, i chrupiaca skorka... Chetnie bym sie wprosila na kromeczke ;)
OdpowiedzUsuńJa juz dosyc dawno chleba nie pieklam i jakos tak trudno mi sie zmobilizowac ostatnio...
Bea ja też strasznie dawno nic nieb piekłam. Zmobilizowałam się, bo coś mi mówiło że to ostatnia chwila na reaktywację zakwasu. Strasznie zmarniał w tej lodówce. Nie żałuję i teraz zamierzam znów coś upiec :)
OdpowiedzUsuńAha i wpraszaj się wpraszaj ;)
jeszcze tylko masełko i nic więcej do szczęścia nie potrzeba... muszę znowu nastawić zakwas - może tym razem się polubimy? :)
OdpowiedzUsuńPiękny bochen! Wspaniale Ci wyszedł. Cieszę się, że Ci się przepis spodobał i tak ładnie zaczęłaś piekarniczy nowy rok :)
OdpowiedzUsuńMyniolinka masło do takiego chleba to dodatek obowiązkowy.
OdpowiedzUsuńTilianara, to dzięki Tobie bo takie ciekawe przepisy wybrałąś. Dziękuję za odwiedziny :)