Przejdź do głównej zawartości

Barcelona w maju.

Mnóstwo doznań.
Mało czasu.
Feeria kolorów, kształtów.
Ciepło.
Radośnie.














Komentarze

  1. Lu to jest jedno z moich miejsc! Te smaki, kolory,ludzie...Ależ Ci zazdroszczę!
    Może mi się też tego lata uda...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nigdy nie byłam, zawsze marzyłam, czekam na spełnienie tego marzenia:)
    Tymczasem zachwycam się Twoimi zdjęciami i cieszę z Twojego powrotu.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh, domyslam sie, ze to byla wspaniala wyprawa! Na zdjeciach jest tak jak piszesz : kolorowo, cieplo i radosnie.
    I milo Cie znow 'widziec' :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Amber, trzymam kciuki, żeby się udało, bo warto naprawdę.

    Anna-Maria marzenia są po to żeby je spełniać.
    Też się cieszę, że wróciłam :)

    Bea, tak było ciepło i bardzo bardzo inaczej.
    Zwykle dni mijają mi jak błyskawica, w ustalonym rytmie, więc taki oddech od codzienności jest bardzo potrzebny.
    Mnie również miło, że znów jestem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem zazdrosna :)
    Nie wiedziałam, że tam już też mają miejskie rowery!
    Zgłaszam prośbę o więcej zdjęć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Polciu, nie bądź, zobaczę co da się zrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie grzebałam sobie w przepisach i zobaczyłam moją ukochana Barcelonę, niestety w tym roku mnie tam nie będzie. Piękne zdjęcia, te jedzeniowe to aż czuję przez monitor komputera.
    Pozdrawiam i zazdroszczę wyprawy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja jade we wrześniu do Barcelony. Mam nadzieje, że będzie ciepło :)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka ...

Mille feuille, po grecku.

Szaleństwa ciąg dalszy. Świeże truskawki wpisały się już na stałe w krajobraz mojej kuchni. Po prostu czekają sobie na blacie. Umyte, na sitku. I uśmiechają się. Wystarczy sięgnąć, co też czynię za każdym razem, kiedy znajdę się w okolicy. Jednocześnie systematycznie nachodzi mnie chętka, żeby coś z nimi zrobić. Biszkopt z truskawkami i galaretką, truskawki z jogurtem greckim, omlet z truskawkami... Nieubłaganie nadchodzi też czas drożdżowego ciasta z truskawkami   :). Na razie jednak rzuciłam mężowi w przelocie: A może tak mille feuille? I od tej chwili nie było odwrotu. Bo to jest taki NASZ deser. Oryginał dostępny w warszawskiej restauracji Santorini. Chrupiące płaty ciasta filo i leciutki krem z mascarpone, do tego oczywiście truskawki. Moja wersja to trochę taka pogoń za niedoścignionym. To ciastko towarzyszyło bardzo przyjemnym chwilom w moim życiu. Utrwaliło się w pamięci jako ideał. Można co najwyżej do niego dążyć. Dokładnie tak samo jest ze wspomnien...

Tort urodzinowy przysypany piaskiem ;)

Dziś będzie o tortach. Nie robię ich zbyt często, chociaż bardzo lubię. Najpierw było to raz, teraz dwa razy do roku. Żaden nie jest podobny do poprzedniego. Jakoś tak wyszło, że za każdym razem podejmuję kolejne wyzwania. Całymi tygodniami chodzę i obmyślam koncepcje. Czasem coś podpatrzę, czasem wpadnę na coś zupełnie sama. Ciekawe, kiedy skończą mi się pomysły ;) Tym razem piaskownica. Miało być prosto i łatwo. Do pewnego stopnia było. Chociaż mimo wszystko znów zagrzebałam się w przygotowaniach po uszy. Bo niby to tylko prostokątna forma i kilka detali, ale jednak. Wszystkie kremy, masy, przekładanie. Kilka niespodzianek po drodze, a jakże. Na przykład na czym ja ten tort położę, jak już go będę składać w całość. Jako, że mam tylko okrągłe patery, stanęło na szkle od antyramy, akurat w pasującym formacie :))) Najważniejsze i tak było to, że tort wywołał uśmiech, szczególnie na małych buziach. A i starszych już przyzwyczaiłam do tego, że ja to "zawsze coś wymyślę...