Przejdź do głównej zawartości

Nocne krajobrazy.

Jestem z nich naprawdę zadowolona. Mają piękny kolor, mienią się perłowo i złoto.
Są kolejną wariacją na temat śnieżnej zimy, takiej, jaką pamiętam z dzieciństwa.
Prawdziwej zimy ze skrzypiącym śniegiem, otulonymi bielą drzewami, bałwanem na podwórzu i soplami, zwisającymi z krawędzi dachu. Do takiej zimy mi tęskno.


Jako baza do moich "obrazków" posłużyły pyszne mocno imbirowe pierniczki nieocenionej Bajaderki.
Są bardzo dobre i do jedzenia i do wieszania na choince. Do jedzenia - bo są kruche i chrrrrupiące :) świetnie smakują, lekko pikantnie, bardzo korzennie, a do wieszania jako ozdoby - bo świetnie się wałkują, nie rosną i tym samym nie odkształcają w czasie pieczenia. Polecam gorąco.


Pierniczki bardzo imbirowe wg Bajaderki
przepis cytuję dokładnie, bo jak to u Bajaderki nic nie musiałam zmieniać :)


1 szklanka melasy
1/2 szklanki brązowego cukru
1/2 szklanki cukru
4 łyżeczki zmielonego imbiru
4 łyżeczki cynamonu
3/4 łyżki sody
1 kostka masła
2 jajka
6 szklanek maki (czyli 1 kg)

Lukier:
1 białko (u mnie 2 łyżeczki białka w proszku i 2 łyżki wody)
2 szklanki cukru pudru
odrobina rumu lub soku z cytryny
kolorowe barwniki (niekoniecznie)


sposób przygotowania
W rondelku mocno podgrzać melasę, cukier, imbir i cynamon. Kiedy cukier się rozpuści, dodać sodę i dobrze wymieszać (masa bardzo się spieni) i zdjąć z palnika. Masło umieścić w misce miksera, wlać gorąca masę, wymieszać i lekko przestudzić. Dodać jajka po jednym ciągle ubijając i stopniowo wsypywać make. Rozgrzać piekarnik do temperatury 165ºC. Podzielić ciasto na 3-4 części, każdą wałkować na żądaną grubość i wycinać dowolne kształty, układać na wyłożonej pergaminem blasze. Piec w zależności od grubości ciasteczek 12-20 minut, aż zmienia kolor.
Wystudzić i polukrować.


Komentarze

  1. to jedne z najpiękniejszych i jakie widziałam pierniczki , są wręcz zachwycające

    OdpowiedzUsuń
  2. Powzdycham sobie tylko cichutko w kaciku... Cudenka tworzysz Moja Droga!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękne i takie... eleganckie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Margot dziękuję jeszcze raz, że tu zaglądasz. Bardzo mi miło.

    Bea, kochana nie wzdychaj, tylko pokazuj swoje:)

    Aniu, dziękuję za odwiedziny, mam w palach bombki, tylko teraz leżę, bo grypa mnie dopadła:(

    OdpowiedzUsuń
  5. No co Ty... U mnie by bylo kilka kropek i kresek :/ Pozostane przy tym, co mi wychodzi lepiej niz zdobienie piernikow ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lu, jakiez one piekne! Przegladalam Twoj blog z moja coreczka i oczu nie moze odwerwac od Twoich piernikow (ja tez!). Zaraz jej sie przypomnial film Snowman i siedzi teraz zasluchana w soundracku ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Bea uparciuch z Ciebie :)))

    Tatter, bardzo dziękuję, ciesze się, że podobały się Twojej córeczce, ile ma lat jeśli mogę zapytać? Bo moja 3,5 latka też się zachwyca zdjęciami pierniczków w blogach :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Skąd Wy umiecie takie cuda robić co? :) Dla mnie lukrowanie to najgorszy koszmar - mam dwie lewe ręce do takich prac... A marzą mi się takie pierniczki naprawdę! :)
    Może trochę podkradnę Tobie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Boziu! Jakie cudowności! :)Naprawdę... przepiękne! :)
    Ja z tego samego przepisu w tym roku napiekłam mnóstwo pierniczków i zamierzam też się pochwalić zdjęciami na blogu, pewnie jakoś bliżej świąt (znaczy już wkrótce :D).
    Ach... napatrzeć się nie mogę! :) Zdaje się, że autorka tego bloga ma złote paluszki. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bea :)))

    Polko, a skąd Ty umiesz takie zdjęcia cudne robić, co? Mi to jakoś tak samo wychodzi, uwielbiam lukrować, może to jakaś kompensacja braku malowania. Mam jeszcze pod kopułką mnóstwo pomysłów, ale leżę przygnieciona grypą i nie mogę nic, coś o tym wiesz prawda? Jak masz ochotę to podkradaj ;)

    Małgosiu, pyszne te pierniczki prawda, takie lekko szczypiące w język od imbiru. Z niecierpliwością czekam na Twoje zdjęcia bo zawsze jest na co.
    Na tekst o paluszkach się zarumieniłam :)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudne są :)Najpiękniejsze :) Prawdziwa artystka z ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Lu Kochana... Wesolych Swiat! I przede wszystkim duuuzo zdrowka! Trzymajcie sie cieplo :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Lu, prześliczne te Twoje pierniczki! Takie oryginalne. Też bardzo podoba mi się i kolor i kształt :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziękuję pięknie i tutaj :)

    OdpowiedzUsuń
  15. O kurczę, jakie cuda! Najbardziej podoba mi się: "wystudzić i polukrować"... No to ja sobie tylko popatrzę...

    Pozdrawiam między świętami :)

    OdpowiedzUsuń
  16. An-na dziękuję bardzo, a wszak polukrować to nie znaczy zawsze to samo ;), można bardzo prosto na biało i też będzie pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Te pierniczki są najpiękniejsze ze wszystkich, jakie widziałam na blogach i witrynach. Jest Pani artystką...

    OdpowiedzUsuń
  18. W zyciu nie widzialam piekniejszych pierniczkow. Jestes jakas pierniczkowa czarodziejka :)
    Pozdrawiam. Bafka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka

Wyprawa w nieznane

  Urzekła nas kiedyś dziecięca historia, jedna z całego cyklu opowieści Wojciecha Widłaka o Wesołym Ryjku, małym prosiaczku, mającym całkiem ludzkie przygody. Zapytany przez rodziców o to, dokąd chce jechać na wycieczkę w znane czy w nieznane, dziarsko decyduje się na nieznane, po czym po dotarciu do celu płacze, bo przecież on chciał „w to nieznane co w zeszłym tygodniu". Kiedyś myślałam, że ludzie dzielą się na takich, którzy zawsze, z uporem maniaka spędzają swoje wolne dni na działce, letnisku, ośrodku wczasowym, tym samym od lat, oraz na tych, którzy nie skalali się podróżą dwa razy w to samo miejsce, którym szkoda czasu na szlifowanie przetartych szlaków. Tych pierwszych nie do końca rozumiałam,   bo jakoś z tyłu głowy miałam zapisane (swoją drogą kto mi to wmówił?), że szkoda czasu na powroty. Byłam i trochę nadal jestem mistrzynią wymyślania „zajawek", nowych pomysłów, planów, podróży, odkryć. Bardzo lubiłam zaaplikować sobie nutkę niepewności, element zasko

Dorsz pod chrupiącą kołderką.

Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam  jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa. Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?" Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże". Były, dorodne, duże płaty. Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią. Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego. Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygo