Przejdź do głównej zawartości

Chleb ze słonecznikiem i siemieniem.


Dawno nie zamieszczałam żadnego chleba.
Nie znaczy że nie piekłam.
Co to to nie.
Problem w tym, że najczęściej sypałam na oko, eksperymentując totalnie, więc przepisu zamieścić nie mogłam. Czasem wychodziło, czasem nie.

Poza tym pochłaniają mnie teraz raczej sezonowe owoce i ciasta z nimi.
Ostatnio zatęskniłam jednak do smaku chrupiącej, świeżej kromki, posmarowanej masłem.
Do tego jeszcze na blogu u Tatter zobaczyłam bochenek, który zamrugał do mnie z ekranu "Upiecz mnie".

Przepis zacytuję, bo robiłam prawie tak samo.
Nie prażyłam słonecznika i dodałam od siebie dwie garście siemienia lnianego, bo uwielbiam.
I to był, okazało się, strzał w dziesiątkę. Wiecie na czym stanęło?
"Mamusiu codziennie piecz mi taki chlebek, codziennie"



Chleb pszenno - żytni ze słonecznikiem i... siemieniem.
za Tatter, z drobnymi zmianami
Zaczyn:
 
3 łyżki aktywnego zakwasu żytniego razowego (dzień wcześniej wyjęłam z lodówki i odświeżyłam)
45 g letniej wody
75 g białej pszennej maki chlebowej (u mnie 750)
Wymieszać dokładnie składniki zaczynu, zakryć folią i zostawić na 12 godzin.

Ciasto właściwe:
 
500g białej pszennej maki chlebowej (ja zmieszałam 550 i 750, w proporcjach 4:1)
100g mąki żytniej sitkowej (u mnie chlebowa 720)
100g mąki pszennej razowej (u mnie razowa 2000)
455g letniej wody
13g soli
120g ziaren słonecznika, uprażonych (u mnie nie prażone oraz dodatek siemienia lnianego)
Do dużej miski wsypać mąki, dodać wodę, wymieszać, przykryć i zostawić na 30 minut. Nastepnie dodać sól i zaczyn. Wyrabiać 5 minut, po czym dodać ziarenka słonecznika, siemię i znow zagniatać 3 minuty. Ciasto powinno być gładkie i elastyczne. Zostawić do wyrośnięcia na 2 1/2 godziny i składać co 50 minut (mnie się udało tylko raz)
Wyrośnięte ciasto odgazować, podzielić na dwie czesci, z każdej ukształtować luźną kulę i zostawić na 15 minut. Z każdej porcji uformować bochenek i złączeniem w górę umieścić w koszu. Zostawić do wyrośnięcia na 1 1/2 godziny. Rozgrzać piec do 250C. Wyłożyć bochenki z kosza na nagrzaną blachę. Piec z parą przez 10 minut, nastepnie zmniejszyć temperaturę pieca do 220C i piec jeszcze 35 minut. 
Jeden z lepszych chlebów jakie zrobiłam, dziękuję Tatter :)

Komentarze

  1. o chleb Lu pieczesz wzorcowo, torty po mistrzowsku , ciasta piękne pieczesz , o kurcze rodzina ma z Tobą dobrze wiesz?!
    A chleb wygląda wzorcowo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie chleby z ziarnami Lu! Dobrze, ze go wypatrzylas i nam pokazalas :))

    Pozdrawiam!

    I milego tygodnia zycze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, ja od prawie roku nie piekę chleba na zakwasie - nie lubię dać się pokonać przez pracę, ale tym razem musiałam jej ustąpić i tym samym odstawić zakwas w zapomnienie. Ale wracam do tego cudownego zwyczaju. Muszę! Takie posty jak Twój niezwykle mnie mobilizują! Dziękuję!
    P.S. Zaproszenie na tort bezowy aktualne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Alu, czy Ty aby nie przesadzasz?
    Rumieniąc się przypominam, że mistrzynią chlebową w tym towarzystwie to jesteś raczej Ty :)))

    Bea, też się bardzo cieszę, że go znalazłam, bo niewątpliwie będę wracać.

    Asiejko dziękuję,

    Anno - Mario, dobrze Cie rozumiem, sama mam takie okresy kiedy pokonuje mnie praca, wcale niekoniecznie ta zawodowa. A jak już w taki wir wpadnę to niekoniecznie łatwo mi się z niego wydostać.
    Wróć do pieczenia chleba, wróć bo to rewelacyjne jest, zresztą sama wiesz :))
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wyprawa w nieznane

  Urzekła nas kiedyś dziecięca historia, jedna z całego cyklu opowieści Wojciecha Widłaka o Wesołym Ryjku, małym prosiaczku, mającym całkiem ludzkie przygody. Zapytany przez rodziców o to, dokąd chce jechać na wycieczkę w znane czy w nieznane, dziarsko decyduje się na nieznane, po czym po dotarciu do celu płacze, bo przecież on chciał „w to nieznane co w zeszłym tygodniu". Kiedyś myślałam, że ludzie dzielą się na takich, którzy zawsze, z uporem maniaka spędzają swoje wolne dni na działce, letnisku, ośrodku wczasowym, tym samym od lat, oraz na tych, którzy nie skalali się podróżą dwa razy w to samo miejsce, którym szkoda czasu na szlifowanie przetartych szlaków. Tych pierwszych nie do końca rozumiałam,   bo jakoś z tyłu głowy miałam zapisane (swoją drogą kto mi to wmówił?), że szkoda czasu na powroty. Byłam i trochę nadal jestem mistrzynią wymyślania „zajawek", nowych pomysłów, planów, podróży, odkryć. Bardzo lubiłam zaaplikować sobie nutkę niepewności, element zasko

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka

Dorsz pod chrupiącą kołderką.

Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam  jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa. Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?" Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże". Były, dorodne, duże płaty. Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią. Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego. Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygo