Przejdź do głównej zawartości

Sernikowy eksperyment - rozpływam się w zachwycie :)


Dni mijają niepostrzeżenie. Tym bardziej, że są coraz krótsze.
Szybko zapadający zmierzch wprowadza mnie w stan niechcenia. Im dłużej w nim trwam, tym trudniej mi się wyrwać. Niechcenie się zadomawia, rozsiada na kanapie z kubkiem herbaty. Potrzeba mi wtedy bodźca, jakiegoś impulsu, popychającego do działania.
Z entuzjazmem powitałam więc perspektywę podejmowania gości. Bo jak goście to i kuchenne szaleństwo. Bo jak goście to i ciasto, w dodatku nie byle jakie.

Serniki to dla mnie ciasta specjalne. Takie z górnej półki. Eleganckie.
Mam zawsze lekką tremę, kiedy myślę o pieczeniu sernika.
Nie, to wcale nie znaczy, że nigdy go nie piekłam, i to z sukcesem. Co to, to nie. Tylko, że zawsze, ale to zawsze piekłam go w sposób tradycyjny, w temp 180 stopni. W efekcie otrzymywałam zrumienione pięknie ciasto z wyższymi brzegami i opadniętym środkiem (bo przecież sernik zawsze opada). Chciałam czegoś innego. Sernika, kremowego, wilgotnego, równego jak stół. Bez rumieńców, kraterów i rozpadlin.

Postanowiłam zatem poeksperymentować. Przewertowałam bogatą w serniki stronę Kwestia Smaku. Zauroczył mnie sernik z malowniczymi esami floresami na wierzchu.
Zgromadziłam wszystkie składniki i ... do dzieła.


Sernik z musem owocowym na czekoladowym spodzie 
przepis wiernie podaję za Kwestią Smaku bo jest perfekcyjny


Czekoladowy spód Brownie:
65 g ciemnej czekolady
65 g miękkiego masła
50 g drobnego cukru
1 jajko
40 g mąki

Masa serowa:
500 g twarogu sernikowego Piątnica
500 g sera mascarpone 
3 łyżki mąki ziemniaczanej (lub pszennej)
1 i 1/2 szklanki cukru
5 jajek
80 ml (1/3 szklanki) śmietanki kremówki 36% lub 30%
2 łyżeczki ekstraktu z wanilii

Mus malinowy:
150 g malin + 2 łyżki cukru lub, poza sezonem na świeże maliny - około 15 łyżeczek konfitury malinowej)
Ja użyłam mieszanki mrożonych owoców Hortexu

Przygotowanie: 

Mus malinowy: 
Maliny dokładnie zmiksować, następnie przetrzeć dokładnie przez sitko. Uzyskany mus wymieszać z cukrem.
Ja rozmroziłam owoce, zagotowałam z cukrem, odlałam nadmiar soku, a gęste owoce przetarłam.
Przygotować i odmierzyć składniki na czekoladowy spód oraz na masę serową. Zagotować wodę, w której piekł się będzie sernik.
Przygotować tortownicę: dokładnie owinąć dno i boki kilkoma warstwami folii aluminiowej, zabezpieczając sernik przed dostaniem się wody do środka.  

Czekoladowy spód Brownie: 
Piekarnik nagrzać do 175 stopni. Czekoladę połamać na kostki, roztopić, ostudzić (ma być lekko ciepła). Masło ucierać z cukrem aż będzie puszyste (około 7 minut). W innej miseczce ubić na pianę jajko. 

Połączyć wszystkie składniki, delikatnie mieszając (szpatułką lub łyżką): najpierw utarte masło z ostudzoną czekoladą, następnie z przesianą mąką, a na koniec z ubitym jajkiem. Gładką masę przełożyć do formy, wyrównać powierzchnię i wstawić do piekarnika. Piec przez 6 minut (na wierzchu ma pojawić się skorupka), wyjąć z piekarnika. Ja piekłam nieco dłużej, żeby uzyskać tę skorupkę.
W międzyczasie zacząć przygotowywać masę serową. 

Masa serowa: 
Do miski włożyć ser twarogowy razem z serem mascarpone i mąką. Ucierać mikserem przez około 2 - 3 minuty na małych obrotach, aż masa będzie gładka. Stopniowo dodawać cukier cały czas miksując na małych obrotach miksera (starając się nie napowietrzać masy). Wbijać kolejno jajka miksując wolno przez około 15 - 30 sekund po każdym dodanym jajku. Na koniec zmiksować ze śmietanką i ekstraktem z wanilii. Ja dodałam ziarenka z całej laski wanilii do cukru przed miksowaniem.

Masę wylać (na początku wyłożyć łyżką) na podpieczony czekoladowy spód. Na wierzch wykładać po łyżeczce mus malinowy starając się rozprowadzić go, tzn. "kłaść" na powierzchni, a nie zanurzać go w masie serowej. Cieniutkim patyczkiem lub najlepiej wykałaczką zrobić kilkanaście ósemek w masie serowej, rozprowadzając mus malinowy po powierzchni i tworząc fantazyjne wzorki. 
Tortownicę z sernikiem wstawić do większej formy do pieczenia, w którą wlać wrzącą wodę. Tortownica ma być zanurzona do połowy w wodzie. Całość wstawić do piekarnika i piec przez 15 minut w 175 stopniach. Następnie zmniejszyć temperaturę do 120 stopni i piec jeszcze przez 90 minut. 
Sernik należy studzić stopniowo: przez pierwsze 15 minut po wyłączeniu piekarnika pozostawić w zamkniętym piekarniku, przez następne 15 minut stopniowo uchylać drzwiczki. Po tym czasie wyjąć i całkowicie ostudzić, następnie zdjąć obręcz z tortownicy i wstawić sernik do lodówki (bez przykrycia) na minimum 8 godzin. Przyznam, że nie spełniłam tych warunków bo goście przychodzili przed upływem ośmiu godzin. Nie wpłynęło to jakoś drastycznie na smak. Sernik jest przepyszny.

    Muszę to napisać. Przepisy Asi są doskonałe. Dopracowane w każdym calu, prowadzą za rękę od samego początku do samego finału. Dają pewność, że wszystko na co się porwiemy, z pewnością nam wyjdzie.


    Tym razem wyszedł doskonały, naprawdę przepyszny, kremowy sernik. Z intensywnie czekoladowym spodem i przyjemnie kwaskowym, orzeźwiającym wierzchem.
    Zachwycił wszystkich gości i zniknął. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...

      Komentarze

      1. Lu! Wyobraź sobie, że i ja się teraz rozpływam z zachwytu nad tym sernikiem. Jest przepiękny! Naprawdę wygląda popisowo!
        Uściski!

        OdpowiedzUsuń
      2. Przepiękny! I bardzo mi się podoba to zestawienie smaków: czekolada, ser i malinowy mus :)

        OdpowiedzUsuń
      3. Lu, c-u-d-n-y!!! I te esy-floresy wspaniale! Ja takich nie umiem :/

        OdpowiedzUsuń
      4. Lu! Skoro piszesz, że wyszedł to i ja się za niego wezmę. Trochę podchodziłam do niego jak pies do jeża, mimo że na Kwestii Smaku same superowe przepisy.
        Twój wygląda bosko!

        OdpowiedzUsuń
      5. Lu, mnie on tez bardzo się podobał i bardzo chcę go zrobić, ale czas złodziej sam siebie kradnie... Jak nie teraz to kiedyś, ale będzie. Cudny Ci wyszedł!

        OdpowiedzUsuń
      6. Anno-Mario dziękuję Ci bardzo, aż sie zarumieniłam jak to przeczytałam ;)

        Evitaa rzeczywiście zestawienie smaków jest najlepsze z najlepszych.
        Dziękuję pięknie za odwiedziny.

        Beo kochana, te esy floresy to nakładane łyżką kleksy rozmazane wykałaczką, co też Ty opowiadasz, proszę Cię :)

        Paulino weź się za niego weź polecam z całego serca.

        Ewelajno masz rację czas to straszny złodziej, kradnie mi duzo pomysłów i weny twórczej też.

        OdpowiedzUsuń
      7. No brak słów po prostu. Absolutnie genialny!

        OdpowiedzUsuń
      8. Niestety nie - juz probowalam! Nie wychodza mi takie jak powinny :(

        OdpowiedzUsuń

      Prześlij komentarz

      Popularne posty z tego bloga

      Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

      Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka

      Wyprawa w nieznane

        Urzekła nas kiedyś dziecięca historia, jedna z całego cyklu opowieści Wojciecha Widłaka o Wesołym Ryjku, małym prosiaczku, mającym całkiem ludzkie przygody. Zapytany przez rodziców o to, dokąd chce jechać na wycieczkę w znane czy w nieznane, dziarsko decyduje się na nieznane, po czym po dotarciu do celu płacze, bo przecież on chciał „w to nieznane co w zeszłym tygodniu". Kiedyś myślałam, że ludzie dzielą się na takich, którzy zawsze, z uporem maniaka spędzają swoje wolne dni na działce, letnisku, ośrodku wczasowym, tym samym od lat, oraz na tych, którzy nie skalali się podróżą dwa razy w to samo miejsce, którym szkoda czasu na szlifowanie przetartych szlaków. Tych pierwszych nie do końca rozumiałam,   bo jakoś z tyłu głowy miałam zapisane (swoją drogą kto mi to wmówił?), że szkoda czasu na powroty. Byłam i trochę nadal jestem mistrzynią wymyślania „zajawek", nowych pomysłów, planów, podróży, odkryć. Bardzo lubiłam zaaplikować sobie nutkę niepewności, element zasko

      Dorsz pod chrupiącą kołderką.

      Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam  jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa. Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?" Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże". Były, dorodne, duże płaty. Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią. Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego. Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygo