Niepowtarzalny, już od samego początku wiedziałam, że będzie doskonały.
No bo cóż innego mogłoby się wydarzyć po spotkaniu ciemnej, gorzkiej czekolady z suszonymi śliwkami. Przecież to połączenie z gatunku idealnych.
Przepis znalazłam dawno temu na blogu Kwestia Smaku, za to przypomniałam sobie o nim dopiero teraz, kiedy czytałam sobie piękny i świetlisty blog Na Grabinie. Po rekomendacji Moniki, potrzeba zrobienia tego ciasta wróciła i to bardzo intensywnie wróciła :).
Dodatkowo pomyślałam sobie o Bei i jej Czekoladowym tygodniu i już wiedziałam jakie ciasto zagości w moim domu już zaraz, natychmiast :)
Czekoladowiec z suszonymi śliwkami
cytuję za Kwestią Smaku (z moimi zmianami)
Składniki:
250 g suszonych śliwek, pokrojonych na mniejsze kawałki
1 łyżeczka sody oczyszczonej (dałam 1/2 łyżeczki)
125 g niesolonego masła w temperaturze pokojowej
145 g drobnego cukru do wypieków
2 duże jaja, roztrzepane
185 g mąki + 3/4 łyżeczki sody (u mnie 1/2) + 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
150 g ciemnej czekolady, roztopionej i ostudzonej
Wykonanie:
Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Głęboką formę o wymiarach 23 x 26 cm (u mnie to była tortownica) wysmarować masłem i wyłożyć papierem do pieczenia.
Do rondelka włożyć śliwki, wlać 250 ml wody, doprowadzić do wrzenia, a następnie gotować na małym ogniu przez 3 minuty. Dodać sodę, odstawić z ognia do ostudzenia.
Mikserem utrzeć masło z cukrem na puszysty krem. Stopniowo dodawać jajka, cały czas ubijając.
Szpatułką wymieszać najpierw z przesianą mąką, sodą i proszkiem do pieczenia, następnie z przestudzonymi śliwkami wraz z zalewą. Na koniec dodać roztopioną i ostudzoną czekoladę i również dobrze wymieszać.
Ciasto wlać do przygotowanej formy. Piec przez 40 - 45 minut, do czasu aż ciasto nie będzie przylegać już do boków formy.
Przepyszne ciasto, mokre od śliwek, które doskonale wtapiają się w ciasto, aromatyczne od czekolady.
Takie ciasto którego nie da się zjeść po prostu jednego kawałka. No po prostu się nie da, już lepiej nie zaczynać wcale, ale na to z kolei nie pozwala piękny, czekoladowy zapach którym spowity jest cały dom.
Polecam, ja na pewno będę do tego ciasta wracać jeszcze nie raz.
No bo cóż innego mogłoby się wydarzyć po spotkaniu ciemnej, gorzkiej czekolady z suszonymi śliwkami. Przecież to połączenie z gatunku idealnych.
Przepis znalazłam dawno temu na blogu Kwestia Smaku, za to przypomniałam sobie o nim dopiero teraz, kiedy czytałam sobie piękny i świetlisty blog Na Grabinie. Po rekomendacji Moniki, potrzeba zrobienia tego ciasta wróciła i to bardzo intensywnie wróciła :).
Dodatkowo pomyślałam sobie o Bei i jej Czekoladowym tygodniu i już wiedziałam jakie ciasto zagości w moim domu już zaraz, natychmiast :)
Czekoladowiec z suszonymi śliwkami
cytuję za Kwestią Smaku (z moimi zmianami)
Składniki:
250 g suszonych śliwek, pokrojonych na mniejsze kawałki
1 łyżeczka sody oczyszczonej (dałam 1/2 łyżeczki)
125 g niesolonego masła w temperaturze pokojowej
145 g drobnego cukru do wypieków
2 duże jaja, roztrzepane
185 g mąki + 3/4 łyżeczki sody (u mnie 1/2) + 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
150 g ciemnej czekolady, roztopionej i ostudzonej
Wykonanie:
Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Głęboką formę o wymiarach 23 x 26 cm (u mnie to była tortownica) wysmarować masłem i wyłożyć papierem do pieczenia.
Do rondelka włożyć śliwki, wlać 250 ml wody, doprowadzić do wrzenia, a następnie gotować na małym ogniu przez 3 minuty. Dodać sodę, odstawić z ognia do ostudzenia.
Mikserem utrzeć masło z cukrem na puszysty krem. Stopniowo dodawać jajka, cały czas ubijając.
Szpatułką wymieszać najpierw z przesianą mąką, sodą i proszkiem do pieczenia, następnie z przestudzonymi śliwkami wraz z zalewą. Na koniec dodać roztopioną i ostudzoną czekoladę i również dobrze wymieszać.
Ciasto wlać do przygotowanej formy. Piec przez 40 - 45 minut, do czasu aż ciasto nie będzie przylegać już do boków formy.
Przepyszne ciasto, mokre od śliwek, które doskonale wtapiają się w ciasto, aromatyczne od czekolady.
Takie ciasto którego nie da się zjeść po prostu jednego kawałka. No po prostu się nie da, już lepiej nie zaczynać wcale, ale na to z kolei nie pozwala piękny, czekoladowy zapach którym spowity jest cały dom.
Polecam, ja na pewno będę do tego ciasta wracać jeszcze nie raz.
Masz racje Lu, czekolada i sliwki to wspaniale polaczenie!
OdpowiedzUsuńCiasto wyglada wybornie - miekko i aksamitnie; szczegolnie to drugie zdjecie wrecz prosi, by skubnac choc kawalek... ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Och, uwielbiam takie wytrawne wypieki. :) Wspaniały!
OdpowiedzUsuńBea on cudowny jest naprawdę, aż strach mnie ogarnia, że wrócę do domu i on nadal, w jakiejś szczątkowej formie ale zawsze, tam będzie. Ja natomiast nie będę mogła już go zjeść słowo się rzekło :)
OdpowiedzUsuńDragonfly, masz rację mimo że słodki jest on raczej z tych wypieków nie dla grzecznych dzidziusiów, ma taki głęboki, rasowy smak.
OdpowiedzUsuńLu, dasz rade! Ja juz tak ponad trzy tygodnie trwam... Da sie, choc nie zawsze jest latwo ;)
OdpowiedzUsuńMówisz?, pozostaje Ci wierzyć jako bardziej doświadczonej ;)
OdpowiedzUsuńO tak, w tym wzgledzie mam (niestety ;)) spore doswiadczenie ;)
OdpowiedzUsuńNo cóż, gdyby to ciasto stało blisko mnie, to zdecydowanie nie umiałabym nie wyciągnąć doń ręki. :D Chyba więc lepiej, że poza spoglądaniem w monitor, na nic nie mogę liczyć. :D
OdpowiedzUsuńPiękny, udany wypiek Lu! :)
Małgosiu, tak to jest z ciastami czekoladowymi, na szczęście najadłam się na zapas, hihihi...
OdpowiedzUsuńTeraz za to kuszą mnie chleby, ale postanowiłam być twarda :) piekę i jem tylko odrobinę, bez szaleństw.
Lu , śliwki i czekolada , to bardzo klasyczny , niezwykle pyszny zestaw
OdpowiedzUsuńa w twoim wydaniu to jeszcze piękny , elegancki , oj zjadłabym kawałeczek
Alu, "piękny i elegancki" ... lejesz miód na me serce ;)
OdpowiedzUsuń