Przejdź do głównej zawartości

Śniadanie z awokado.


Lubię poranki wolne od konieczności pędzenia do pracy.
Otulam się szlafrokiem, zakładam ciepłe skarpety.
Nie należę do tej części mieszkańców mojego domu, która zaraz po przebudzeniu pędzi do lodówki. Rozkręcam się powoli.
Mam czas na spokojną, poranną kawę.
Precyzuje mi się w głowie wizja śniadania.
Zaczynam wykładać na blat różne zieloności.
Rozpisuję dla nich role - bohaterowie pierwszego, drugiego planu, jeszcze inni tylko epizodycznie ale za to znacząco.
Z pozornie oderwanych elementów powstaje skończona, dopełniona całość. Chrupkość sałaty, soczystość papryki, lekkie pieczenie na języku - to kiełki, słoność sera i cudowna, kremowa konsystencja awokado. To ono jest tu najważniejszym elementem układanki. 

Sałatka z awokado

1 dojrzałe, miękkie awokado
mieszanka zielonych sałat: endywia, radicchio, rukola
1/2 strąka czerwonej papryki
2 łyżki pokruszonego sera z niebieską pleśnią
2 łyżki kiełków rzodkiewki
sok z cytryny
sól
pieprz
oliwa z oliwek

Na dwóch talerzach rozłożyć sałaty, posypać pokrojoną w paseczki papryką, pokruszonym serem. Awokado obrać i pokroić w cząstki. Ułożyć na talerzu i szybko skropić sokiem z cytryny, żeby nie zaczęło ciemnieć. Posolić, dodać pieprzu, skropić oliwą z oliwek - tu wszystkie ilości według indywidualnych upodobań. Posypać po wierzchu kiełkami rzodkiewki i ...
... zajadać powoli, rozkoszując się.
Naprawdę, tej sałatki nie da się pochłonąć szybko.

Komentarze

  1. uwielbiam awokado!
    super pomysł na sałatkę, zrobię na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat chyba wszystko mam w lodówce! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ale to pięknie wygląda , tak jak mandala , obraz

    OdpowiedzUsuń
  4. Lu, ja robię podobną sałatkę! Improwizuję, bo nie korzystam z żadnego przepisu. Czasami dodaję szpinak,gruszkę, dynię, posypuję piniami lub sezamem - prażonymi.
    Jest pyszna!

    OdpowiedzUsuń
  5. Emmo, ja też uwielbiam, jest jedyne w swoim rodzaju, niezastąpione.

    Dragonfly, mam nadzieję, że przystąpiłaś do dzieła :)

    Margotku, mandala warzywna, faktycznie, dziękuję za komplement.

    Amber ta sałatka też była improwizowana, jak prawie wszystkie moje sałatki. Tylko efekt był taki fajny że postanowiłam ją utrwalić :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nooo, wspaniałe śniadanie. :) Zielone jak wiosna, na którą czekam i czekam! :) Ja to w ogóle jestem z lekka zbzikowana, bo takie sałaty to nawet na obiad podaję. :D Dzieciom gotuję coś bardziej pożywnego, a dla siebie i męża - miskę sałaty z dodatkami. :D Jadamy jak króliki. :D
    Lu, mniam! takie apetyczne zdjęcia i ich zawartość! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Piekna, wiosenna, sloneczna salatka :)

    Tez lubie takie poranki, niestety zdarzaja mi sie coraz rzadziej ;) Dlatego tego typu salatki robie sobie zazwyczaj dopiero po poludniu. Ostatnio tez wlasnie dodatek awokado u mnie na porzadku dziennym, i losos - ale o tym juz wiesz ;))

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka

Wyprawa w nieznane

  Urzekła nas kiedyś dziecięca historia, jedna z całego cyklu opowieści Wojciecha Widłaka o Wesołym Ryjku, małym prosiaczku, mającym całkiem ludzkie przygody. Zapytany przez rodziców o to, dokąd chce jechać na wycieczkę w znane czy w nieznane, dziarsko decyduje się na nieznane, po czym po dotarciu do celu płacze, bo przecież on chciał „w to nieznane co w zeszłym tygodniu". Kiedyś myślałam, że ludzie dzielą się na takich, którzy zawsze, z uporem maniaka spędzają swoje wolne dni na działce, letnisku, ośrodku wczasowym, tym samym od lat, oraz na tych, którzy nie skalali się podróżą dwa razy w to samo miejsce, którym szkoda czasu na szlifowanie przetartych szlaków. Tych pierwszych nie do końca rozumiałam,   bo jakoś z tyłu głowy miałam zapisane (swoją drogą kto mi to wmówił?), że szkoda czasu na powroty. Byłam i trochę nadal jestem mistrzynią wymyślania „zajawek", nowych pomysłów, planów, podróży, odkryć. Bardzo lubiłam zaaplikować sobie nutkę niepewności, element zasko

Dorsz pod chrupiącą kołderką.

Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam  jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa. Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?" Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże". Były, dorodne, duże płaty. Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią. Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego. Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygo