Przejdź do głównej zawartości

Dyniowy post

Dynia, hmmmm...
Miałam z nią na pieńku.
Bo marynowana do mnie nie przemawia, a taka w zupie mlecznej na słodko powoduje dreszcz, nie ekscytacji bynajmniej:)
Pewnie więc dynia byłaby dla mnie tylko jesienną ozdobą, gdyby nie ...Bea
Zaraziła mnie entuzjazmem do tych słonecznych warzyw.
Moje dyniowe odkrycia to też jeden z powodów założenia bloga.
Chcę je sobie dobrze zapamiętać i za rok do nich wrócić.
Ten post to zbiór moich październikowych z dynią poczynań ;)

Na początku dla rozgrzewki, bo jeszcze nie wiedziałam czy się lubimy, zrobiłam:

Racuchy dyniowo - ziemniaczane

300g obranej dyni
4 b. duże ziemniaki
2 jajka
4 kopiaste łyżki mąki
pieprz
sól
ew. mała cebulka

Dynię zetrzeć na tarce o dużych oczkach, ziemniaki za to na małych, wymieszać w misce. Wbić jajka, dodać pieprzu, soli, ewentualnie dodać pokrojoną w bardzo drobną kostkę, albo startą na tarce cebulę.
Smażyć za złoty kolor z obu stron.

My jedliśmy z jogurtem greckim i natką pietruszki (to już tylko niektórzy fanatycy).

Pierwsze koty za płoty. Test wypadł pomyślnie. Dynia dodała racuszkom tego "czegoś", były bardziej kolorowe, delikatniejsze w smaku, lekko słodkawe, dodatek jogurtu greckiego to strzał w dziesiątkę.
Odczekałam kilka dni i poszperałam w zasobach sieci.
Wyszperałam prawdziwą perełkę.

Zupa dyniowo - porowa

przepis z tego super bloga

1 b.duży por
ok. 400g miąższu dyni
2 ziemniaki
2 ząbki czosnku
1l gorącej wody  z bulionem warzywnym
sol
pieprz
masło

Por poszatkować i podsmażyć na maśle. Dodać pokrojone w kostkę dynie i ziemniaka, podsmażyć na złoto, dołożyć rozgnieciony czosnek. Podsmażyć jeszcze chwile i dodać gorący bulion. Gotować, aż warzywa będą miękkie. Doprawić i zmiksować.

Lubię tę zupę gęstą, oczywiście z pietruszką. Jej kolor potrafi uratować dobry humor w deszczowe dni.
Chociaż w kategorii potraw słonecznych, wywołujących uśmiech palmę pierwszeństwa dzierży:

Dynia pieczona


dowolna ilość obranej  i pokrojonej na części dyni
masło
sól
pieprz
parmezan

Dynię delikatnie posolić, posypać pieprzem, na każdym kawałku położyć wiórek masła.
Piec w do miękkości (sprawdzałam widelcem) w temp 180 st.
Pod koniec pieczenia każdy kawałek posypać startym parmezanem.

Smak jest zaskakujący. Początek dziwny, lekko słodkawy, potem dochodzi aromat masła i słonego sera.
Z każdym kęsem coraz lepsze. Najlepsze na drugi dzień, wszystkie smaki zespoliły się w harmonijną całość.

Po małym przerywniku czas na koleją zupę.
To moja zdecydowana faworytka. Gotowana według średniowiecznych metod.
Zamieszaj w kotle, dodaj szczyptę sproszkowanego ziela.....

Zupa soczewicowa z dynią
ok 300g dyni
garść (albo 2) czerwonej soczewicy
1 duża marchewka
1 cebula
2 kawałki selera naciowego
pół szklanki gęstego soku pomidorowego
2 szczypty curry
sól
pieprz
2 łyżki oliwy

Zagotowałam wodę, wsypałam soczewicę. Na oliwie podsmażyłam kolejno, pokrojoną w kostkę dynię, cebulę i startą na tarce marchewkę (tę do lekkiego skarmelizowania). Dodałam do gotującej się socczewicy.
Potem dołożyłam pokrojony w plasterki seler, dosmaczyłam curry, pieprzem i solą. Gdy wszystkie warzywa były już miękkie (takie częściowo rozpadające) dodałam sok pomidorowy.

Zupa jest pyszna, jej aromat niepowtarzalny. Słodycz dyni, podkreślona jeszcze przez marchewkę doskonale, doskonale komponuje sie z kwaśną nutą pomidorów. To wszystko ostatecznie spina ta magiczna odrobina curry.

Moim ostatnim dyniowym wyczynem były dyniowe gnocchi.
To był juz prawdziwy hit. I starsi i młodsi, nawet Ci całkiem najmłodsi zapałali do nich uczuciem.
Dla mnie to najlepsze kopytka, jakie jadłam w życiu. Z dyniowym pure i ricottą, po prostu rewelacja.
Dla dorosłych oprócz masła jako dodatki wystąpiły: parmezan, czarny pieprz i orzechy włoskie.

Gnocchi dyniowe z ricottą

przeciśnięte przez praskę ziemniaki,
pure z dyni (pieczonej, odciśniętej i zmiksowanej)
ricotta(opakowanie 250g)
w proporcjach objętościowych 2:1:1,
filiżanka utartego parmezanu,
dwa jajka
mąka
dwie łyżki masła
kilka włoskich orzechów
wiórki parmezanu

Wszystkie składniki wymieszałam w misce na jednolitą masę i dodałam mąki tak żeby zagnieść jednolite, ale dość luźne ciasto. Na stolnicy utoczyłam wałeczki, podsypując obficie mąką. Pokroiłam.
Ugotowałam w lekko osolonej wodzie.
Do stopionego na patelni masła dodałam pokruszone orzechy włoskie, żeby wymieszały się smaki (i aromaty:)
Taką miksturą polałam kluski, posypałam pieprzem i wiórkami parmezanu.

Komentarze

  1. Nie masz pojecia jak sie ciesze, ze 'zarazilam' Cie dynia :)) Wszystko co tu prezentujesz moglabym spalaszowac natychmiast! Wszystko to bardzo 'moje' smaki (a zupa dyniowo-porowo-ziemniaczana pojawia sie u nas namietnie :) ).

    Pozdrawiam serdecznie i zycze wielu udanych eksperymentow, nie tylko dyniowych ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lu, jesteś genialna! Będę cię czytać :-DDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuje Wam bardzo, postaram się nie zawieść oczekiwań

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka

Wyprawa w nieznane

  Urzekła nas kiedyś dziecięca historia, jedna z całego cyklu opowieści Wojciecha Widłaka o Wesołym Ryjku, małym prosiaczku, mającym całkiem ludzkie przygody. Zapytany przez rodziców o to, dokąd chce jechać na wycieczkę w znane czy w nieznane, dziarsko decyduje się na nieznane, po czym po dotarciu do celu płacze, bo przecież on chciał „w to nieznane co w zeszłym tygodniu". Kiedyś myślałam, że ludzie dzielą się na takich, którzy zawsze, z uporem maniaka spędzają swoje wolne dni na działce, letnisku, ośrodku wczasowym, tym samym od lat, oraz na tych, którzy nie skalali się podróżą dwa razy w to samo miejsce, którym szkoda czasu na szlifowanie przetartych szlaków. Tych pierwszych nie do końca rozumiałam,   bo jakoś z tyłu głowy miałam zapisane (swoją drogą kto mi to wmówił?), że szkoda czasu na powroty. Byłam i trochę nadal jestem mistrzynią wymyślania „zajawek", nowych pomysłów, planów, podróży, odkryć. Bardzo lubiłam zaaplikować sobie nutkę niepewności, element zasko

Dorsz pod chrupiącą kołderką.

Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam  jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa. Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?" Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże". Były, dorodne, duże płaty. Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią. Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego. Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygo