Przejdź do głównej zawartości

Weekendowa piekarnia #53 - chleb na zakwasie z płatkami owsianymi

Kibicowałam weekendowej piekarni już od dawna. Idea wspólnego pieczenia bardzo do mnie przemawia. Kiedy odważyłam się wreszcie założyć bloga, wiedziałam, że nadszedł też czas na spróbowanie swoich sił wśród weekendowych piekarzy. Poza tym miałam kolejny pretekst żeby zamieszać, powyrabiać i wreszcie też skosztować ;)
Pierwszy raz wzięłam udział w tej cyklicznej blogowej akcji.
Mam też nadzieję, że nie ostatni :) bo mi się spodobało.
Tym razem gospodynią była -Zapbook z Chez Zapbook. Z jej trzech propozycji ja wybrałam dla siebie dwie.
Najpierw na sobotnie śniadanie zrobiłam Chleb na zakwasie z płatkami owsianymi


Chleb na zakwasie z płatkami owsianymi
Przepis pochodzi z blogu Jane.
moje zmiany w nawiasach

• 300 g mleka
• 150 g wody
• 200 g zakwasu (mój był żytni, bo tylko taki na razie posiadam :)
• 600 g mąki T 80, ale może być np. pół na pól T 65 i T 55 albo tylko 65 (ja dałam 550 i pełnoziarnistą Lubelli )
• 50 g mąki żytniej jasnej (ja dałam 720)
• 100 g płatków owsianych
• 15 g soli
• 3 łyżki cukru, albo miodu ,albo melasy ..(dałam 2 łyżeczki miodu).

Włożyć wszystkie składniki do maszynki i niech ona sobie miesza, a jak nie to wyrobić ręcznie (u mnie to zdecydowanie było ręcznie z braku maszyny). Ciasto musi być gładkie i nie klejące. Zostawić do wyrośnięcia kolo 4 godzin. (u mnie rosło 5 godzin). Odgazować, uformować chlebek, obtoczyć w mące i niech on sobie rośnie w koszyczku, znowu jakieś 4 godzinki (mój rósł przez noc na balkonie). Nagrzać piekarnik do 210°, naciąć chleb ,naparować i piec kolo 40 minut. Można tez go spryskać woda i posypać płatkami owsianymi.

Chleb okazał się hitem. Wiedziałam, że będzie dobrze już wtedy, kiedy uchyliłam na chwilę drzwi piekarnika i pięknie zapachniało miodem. Pięknie się zrumienił, nacięcia się wypełniły. Smak ma lekko słodkawy (pewnie od miodu, którego dałam uważam w sam raz), miąższ dość zwarty z nieregularnymi dziurami.
Mój został pokrojony bardzo szybko, kiedy tylko wystudziłam go na tyle, że dał się kroić.
Na pewno do niego wrócę.


Na koniec kanapka mojego męża, która na tyle mi się spodobała, że postanowiłam ją uwiecznić :)))

Komentarze

  1. Chleba bardzo apetyczny :) Skórka taka piękna, rumiana :) A co jest na kanapce twojego męża?

    No i talerze piękne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój mąż zajadał kanapkę z ikrą :)
    Talerzy nie lubię, wolę gładkie ale nie mam ;)

    Chleb polecam, bardzo bezproblemowy jest:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lu, widać ,że to nie pierwszy twój chleb na zakwasie , bo wygląda niezwykle profesjonalnie
    Piękny debiut w WP

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie jest ot mój pierwszy chleb to prawda. Faktycznie jak sobie przypominam pierwszy to wyglądał odmiennie :)))))
    ale żeby profesjonalnie to przesada, zbyt łaskawa jesteś, ja zawsze zaraz po upieczeniu kolejnego chleba już bym coś ulepszyła i poprawiła;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspanialy chleb Lu! Juz zaluje, ze nie pieklam w ten weekend...
    A kanapka meza bardzo optymistycznie nastraja :)

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo naciecia mi sie podobaja i ciesze sie ze chlebek smakowal ;) pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. to są pierwsze nacięcia na chlebie, które mi naprawdę wyszły, chociażby dlatego będę go darzyła sentymentem:)

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak myślałam, że to ikra. Ale bałam się napisać, bo a nuż to dżem pomarańczowy ;)

    Talerze przypominają mi serwis kawowy - pamiątkę po mojej ukochanej cioci-babci :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli chodzi o sentymenty to rozumiem, wtedy wszystko widzi się wygładzone, podrasowane przez wspomnienia :)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tort - "tylko bez lukru plastycznego, mamo"

Jak co roku w kwietniu przyszło mi zmierzyć się z tortem urodzinowym dla jednej z dwóch księżniczek ;) W tym roku poprzeczka zawędrowała wysoko. Tak jak w tytule, miało być bez lukru plastycznego, bo "tego nie da się zjeść takie jest słodkie". Wskazówki w rodzaju "taki zwykły tort mamo" były bardzo, no ale to bardzo pomocne. Kiedy jeszcze ostatniego dnia, dosłownie za pięć dwunasta, dziecina zaczęła pękać, że może jednak "tak tylko trochę tego lukru, na samym środku, żeby można było zdjąć", pomyślałam sobie - nie może on być, tort ten, taki znów zwykły. Bo niby jak to, u mnie zwykły tort??? Że się dziecko nie zachwyci? nie będzie łał? Całe piątkowe popołudnie, nie mówiąc o pokaźnej części soboty, spędziłam buszując w internetowych otchłaniach. Głowę napakowałam koncepcjami. Zaczerpnęłam inspiracji. Później i tak zrobiłam mniej lub bardziej po swojemu. Tort klasyczny - zwykły ;) ale nieco udekorowany zachwyt był a przy okazji wypróbowałam kilka

Wyprawa w nieznane

  Urzekła nas kiedyś dziecięca historia, jedna z całego cyklu opowieści Wojciecha Widłaka o Wesołym Ryjku, małym prosiaczku, mającym całkiem ludzkie przygody. Zapytany przez rodziców o to, dokąd chce jechać na wycieczkę w znane czy w nieznane, dziarsko decyduje się na nieznane, po czym po dotarciu do celu płacze, bo przecież on chciał „w to nieznane co w zeszłym tygodniu". Kiedyś myślałam, że ludzie dzielą się na takich, którzy zawsze, z uporem maniaka spędzają swoje wolne dni na działce, letnisku, ośrodku wczasowym, tym samym od lat, oraz na tych, którzy nie skalali się podróżą dwa razy w to samo miejsce, którym szkoda czasu na szlifowanie przetartych szlaków. Tych pierwszych nie do końca rozumiałam,   bo jakoś z tyłu głowy miałam zapisane (swoją drogą kto mi to wmówił?), że szkoda czasu na powroty. Byłam i trochę nadal jestem mistrzynią wymyślania „zajawek", nowych pomysłów, planów, podróży, odkryć. Bardzo lubiłam zaaplikować sobie nutkę niepewności, element zasko

Dorsz pod chrupiącą kołderką.

Zauważyłam, że za mało u mnie ryb. Chociaż bardzo je lubię. Kiedy jestem w restauracji zazwyczaj się kończy na jakiejś rybie, ostatnio był to diabeł morski, i raczej nie żałuję wyboru. W domu jakoś zapominam o rybach jako obiadowej możliwości. Może to dlatego, że do sklepu z naprawdę świeżymi rybami nie mam  jakoś bardzo blisko. Może po prostu trzeba wypracować nowe przyzwyczajenie i wtedy częściej sięgnę po to co pływa. Bywa, że mnie nagle olśni, kiedy dzwoni M. i pyta "Jestem na bazarku, coś jeszcze byś chciała?" Tym razem usłyszał "Tak świeżego dorsza, jeżeli są duże". Były, dorodne, duże płaty. Nie chciałam ich tak po prostu usmażyć. Poza tym wolę zdecydowanie wersję -wszystko na raz do piekarnika, od wersji -stanie nad patelnią. Poszperałam w książkach, w poszukiwaniu czegoś prostego. Odkurzyłam dawno nie używaną "Dania z ryb i owoców morza". Kiedyś uwielbiałam ją przeglądać, tak po prostu. Jest tam obszerny rozdział na temat wstępnego przygo